Gdy prowadzę zajęcia z zarządzania konfliktem, pokazuję przykład 100 zł. Gdy w rokowaniach ze związkowcami daje się podwyżkę 100 zł, padają hasła: ochłapy, śmieszna kasa, nic nie warte pieniądze. Tak? W takim razie wypowiadamy warunki pracy i płacy obniżając stawkę o 100 zł. Przecież 100 zł to nie pieniądz. A wtedy optyka się zmienia. Radykalnie.
Zarząd związków z MOPS, to widać gołym okiem, jest w ogóle do niczego nie przygotowany, słaby merytorycznie. To taki akademicki przykład, kogo ludzie wybierają do reprezentowania siebie. Do reprezentowania siebie wybieramy takich ludzi, którzy załatwią nasze zbiorowe sprawy. Ale tego nie można robić jak w MOPS: chcemy tyle i ani grosza mniej. I w MOPS dalej chcą tyle i ani grosza mniej, ale nie dostali nic. Gdyby w ubiegłym roku związkowcy porozumieli się z miastem, do dziś otrzymaliby niemal 6 tys. zł brutto na głowę. Może nie jest to spełnienie ich marzeń – w końcu chcieli 1300 zł. Dostali więcej niż połowę. I dziś członkowie związku mogą powiedzieć swojej żonie czy mężowi: kochanie, walczę o podwyżki, straciłam na tym 6 tysięcy, ale kiedyś może coś zyskam. Sprawność: zero. Cierpią na tym pracownicy spoza związku, którzy przez działania związkowców nie widzą złamanego grosza podwyżki. A do końca roku dostaliby jeszcze dodatkowe niemal 3 tys. zł brutto. Co można za to kupić? No coś jeszcze można.
Oczywiście, z punktu widzenia dzisiejszej inflacji, wzrostu cen dóbr konsumpcyjnych, usług czy nośników energii, te podwyżki z ubiegłego roku są śmieszne, ale uśmiałby się ten, kto by rok temu słuchał przedstawicieli związkowców przestrzegających przed wojną w Ukrainie. Wtedy można by się zastanowić, czy nie doradzają Pentagonowi... Ale wystarczyło podpisać porozumienie, zakończyć spór, wziąć pieniądze, a teraz wszcząć nowy spór, bo przecież powodów do jego wznowienia jest dużo. Tylko do tego potrzeba czegoś więcej, niż poparcia załogi i pieczątki koloru czerwonego. Za ludzi się odpowiada, nawet, gdy ich oczekiwań nie można zaspokoić w takim stopniu, jakby sobie oni tego życzyli. Jak to się mówi: lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.
Zdolności negocjacyjne związkowców, tuptających po mieście z kukłą prezydenta, spadły do zera. Ale nie tylko dlatego. Sam fakt, że władze miasta chciały się dogadać ze związkowcami z MOPS, pokazuje, jak duże mieli oni szczęście. A co ma być w innych jednostkach, a co w spółkach miejskich? Czy tam nikt nie przytuli dodatkowych 1300 zł? Przytuli. Tylko, że budżet będzie to kosztować jakieś 10 mln zł rocznie, a może i więcej. Te pieniądze może i by się znalazły, ale spowodują one wzrost kosztów. W górę pójdzie taryfa na ciepło, cena za wodę i ścieki, wzrosną koszty utylizacji odpadów. Jeśli więc ktoś zapyta mieszkańców, czy to oni na koniec zapłacą za podwyżki w spółkach i jednostkach, usłyszy, że absolutnie nie, że jest kryzys, że trzeba się trzymać, bo może być gorzej. Nie tylko może być, ale i będzie. I to dlatego związkowcom MOPS, bez względu na to, jakie jeszcze argumenty położą na stół, lepiej nie będzie – przynajmniej finansowo.
Na koniec krótka dygresja. Napisali związkowcy w swoim stanowisku, że zmiana struktury organizacyjnej MOPS jest kompetencją wyłącznie prezydenta. To nieprawda. O ile zmiana regulaminu jest kompetencją prezydenta co do zasady, następuje ona wyłącznie na wniosek dyrektora jednostki. W ogóle, w całym sporze i funkcjonowaniu MOPS nastąpiła dziwna dematerializacja tego stanowiska. Nigdzie tego dyrektora nie widać. Nawet gdy konferencję zwołuje zastępca prezydenta w temacie jednostki, dyrektor, który nią kieruje, siedzi w swoim gabinecie. Bardzo dobrze znam takie przypadki, gdy dyrektor został awansowany spośród innych pracowników i choć zostaje naczelnym kierownikiem, to nie zmieniają się jego związki z innymi pracownikami, nawet gdy oni zostają związkowcami. A gdy w perspektywie jest jeszcze emerytura... I potem można tworzyć takie epigrafy w stylu, że odpowiedzialny jest prezydent. A koleżanka-dyrektor za co jest odpowiedzialna? Wniosek: dyrektor jest do wymiany. Przyjdzie nowy, to związkowcy szybciej podpiszą protokół rozbieżności i przystąpią do strajku. Ciekawe, jak długo będą protestować jesienią i zimą. A wszyscy tam wiedzą, że za strajk nie otrzymuje się wynagrodzenia (art. 23 ust. 2 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych)? To ważne, bo wszystkich związkowców na ostatnim proteście nie mogłem się doliczyć, a ja na miejscu niektórych wolałbym być pewny, że jak klepać biedę, to jednak wspólnie...
Robert Dziemba
Po co w MOPS podwyżki, skoro stracili 6 tys. na własne życzenie?

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.