Rzecz będzie o tym, jak najbliższe otoczenie, współpracownicy stawiają szefową w głupiej sytuacji. Podczas najbliższej Sesji Rady Miasta, na wniosek pani prezydent, uchylimy uchwałę ws. budżetu obywatelskiego na 2023 r. W uzasadnieniu uchwały napisano, że głównym argumentem do podjęcia tej uchwały jest wysoka inflacja i wzrost kosztów związanych z wykonaniem projektów. Mówiąc krótko, trzeba zaciskać pasa. Co prawda, budżet za ubiegły rok zamknął się nadwyżką 15 mln zł, ale przyjmijmy, że jest ciężko i trzeba oszczędzać. Dlatego dziwić mogą wydatki, z kieszeni podatnika, a jakże, których ponosić nie musimy, ale ktoś mądry inaczej uznał, że trzeba.
Jadąc samochodem ul. Żurawią, od Radzikowa w kierunku dworca PKP, po prawej stronie rzucił mi się w oczy wielki baner. Kątem oka zauważyłem wielki, biały napis „Anna Mieczkowska” i coś tam jeszcze. Żeby to przeczytać w całości, trzeba zawrócić, zaparkować i na spokojnie przeczytać. Wniosek nasuwa się taki, że przekaz ten nie jest kierowany do kierowców, a nawet do pasażerów samochodów poruszających się ul. Żurawią, bo człowiek w ruchu nie jest w stanie przeczytać nic, za wyjątkiem imienia i nazwiska pani prezydent.
Owo cudo, w formie banneru wielkoformatowego, to nic innego, jak kolejna zachęta „do korzystania z szeregu udogodnień i zniżek, jakie oferuje Kołobrzeska Karta Mieszkańca”. Trudno to jednak dostrzec, bo czcionka, którą napisano imię i nazwisko jest tak wielka i przytłaczająca, że cała reszta ginie w tym nadmiarze. Jakby się przyjrzeć z bliska, to jest tam taki wers – „WYBRANE PROFITY”, ale jakie to są profity, to już trzeba z lupą czytać. Ruch pieszych w tym miejscu jest więcej niż nędzny, więc wisi to sobie, rzekłbym bezużytecznie.
Pokazuję foto banneru zaprzyjaźnionemu grafikowi. „Amatorszczyzna” – komentuje. „Na monitorze może to wyglądało dobrze, ale w realu druk jest nieczytelny. No i to imię i nazwisko, zdominowało przekaz. Ktoś, kto zatwierdził ten projekt nie zna się na robocie”. Czy aby na pewno? A może wcale nie chodziło o reklamę Karty Mieszkańca?
Niektórzy politycy otaczają się dworem. Dwór dba o to, żeby mocodawcę utrzymywać w przeświadczeniu, że wszystko jest pod kontrolą. Dwór dba również o to, żeby społeczeństwu, od czasu, do czasu przypomnieć kto jest najważniejszym politykiem, chlebodawcą i dobroczyńcą. Robi to raz lepiej, raz gorzej. Częściej gorzej. I nie mam złudzeń, że tak było i w tym przypadku. Ktoś, zakładam nawet, że bez wiedzy szefowej, uznał, że przekaz związany z Kartą Mieszkańca trzeba solidnie okrasić. Imieniem i nazwiskiem, rzecz jasna.
Mieszkańcy miasta przechodzą obok tych banerów obojętnie. Nie trzeba im przypominać, kto jest prezydentem. Wszyscy doskonale wiedzą, a jak oceniają, to już inna inszość. Ale każdego rusza, gdy dowiaduje się ile to dzieło na tych ścianach kosztowało kieszeń podatnika. Szczególnie teraz, w dobie „inflacji” i „wzrostu kosztów” życia. A koszt takiego banneru oscyluje między 6 a 8 tys. zł. Ja widziałem dwa. A to daje kilkanaście tysięcy. Kosztowna zabawa. Trochę współczuję pani Ani. Jeszcze bardziej podatnikom.
Kłuje w oczy błąd w pierwszej linijce. Bo zasady poprawnej polszczyzny mówią (Nowy słownik ortograficzny PWN), że jeżeli określenie odnosi się do konkretnej osoby i występuje w pełnym brzmieniu, to wszystko piszemy z wielkiej litery. Trochę wstyd, prawda?
Jacek Woźniak
Ps. Foto poniżej zrobił pasażer. Żeby nie było.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.