Clear Sky

8°C

Kołobrzeg

29 marca 2024    |    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy
29 marca 2024    
    Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

reklama

informacje kołobrzeg, komentarz, dziemba, muzeum, rada muzeumJak sądy podcinają gałąź demokracji... Sąd Najwyższy, jako kolejny już sąd, uderza w wolność internetu, zamiast ją regulować lub wpływać na tę regulację.


Komentarze na portalach internetowych budzą wiele emocji, zwłaszcza te anonimowe, pisane przez idiotów, ale także dobrze wykształconych i rozumnych ludzi, którzy mają swój interes w dokuczeniu i obrażaniu innych. W piątek przed Sądem Najwyższym wygrał mecenas Roman Giertych, którego obrażano w internecie. Giertych pozwał wydawców, bo pozywanie internautów to jak przelewanie z pustego w próżne. Redakcje nie podają nazwisk internautów, prokuratura wyłapuje ich po adresach IP, ale w sądach się nie przyznają, że to oni pisali, a udowodnić tego nie sposób: przecież z komputera korzystali inni. W sądach karnych z zasady losowania nie ma, zapadają wyroki uniewinniające. No ale od kogoś sprawiedliwości dojść trzeba. Zostają więc wydawcy i właściciele.

Do tej pory, sądy skutecznie takie pozwy oddalały. Redakcje zabezpieczają się, usuwają część wpisów, zastrzegając, że komentarze mają charakter prywatny, za które redakcja nie odpowiada. W ubiegłym roku zapadł jednak wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie Estonii. Trybunał uznał, że administrator odpowiada za wszystkie treści na platformie internetowej. W Polsce na nikim nie zrobiło to wrażenia, bo polskie Prawo prasowe wyraźnie reguluje odpowiedzialność wydawcy i redaktora naczelnego, a stoi to w jawnej sprzeczności z orzeczeniem trybunału. Sąd Najwyższy nakazał więc sądowi apelacyjnemu ustalenie, czy komentarze można traktować jak listy do redakcji.

Dla mnie cała sprawa jest idiotyczna. Dlaczego uznaje się, że to właściciel portalu (akurat takim jestem) odpowiada za napisane komentarze, a nie właściciel łącza, z którego wyszły obraźliwe teksty? Dlaczego odchodzi się od skutecznego poszukiwania sprawców pomówień? Czy nie dlatego, że sędziom nie chce się prowadzić takich spraw? Wszyscy wiemy, że tak właśnie jest. Bo mamy nic nie warte prawo, a sędziowie muszą słuchać, że w tym czasie, kiedy pisano komentarz, właściciel łącza współżył z żoną, biegał po parku, albo pił alkohol z kolegami i nie wiadomo teraz kto taką głupotę wymyślił. Albo nagle wszyscy oskarżeni mieli niezabezpieczone łącze, przez co ktoś, nie wiadomo oczywiście kto, włamał się i obraził jakiegoś radnego, tudzież lekarza czy nauczyciela.

Jeszcze bardziej idiotyczna jest próba traktowania komentarzy jak listów do redakcji. Oto definicja listu do redakcji wg „Słownika Terminologii Medialnych” pod redakcją prof. Walerego Pisarka: „Publikowany w prasie tekst, autorstwa osoby niezwiązanej z gazetą (…). Bywa i tak, a dzieje się to często, że mając na względzie swoje bezpieczeństwo, autor listu pozostawia swoje dane wyłącznie do wiadomości redakcji, która powiadamia o tym czytelników: „imię i nazwisko nadawcy znane redakcji. Podyktowane to jest także tym, że redakcja odpowiada za przekazywane treści na swoich łamach i musi znać personalia tej osoby (…)”.

Nie ulega wątpliwości, że uznanie komentarza za list do redakcji spowoduje, iż komentarze znikną z portali, i to z kilku powodów. Po pierwsze, redakcja będzie ponosiła pełną odpowiedzialność za ich treść, choć nie będzie znała autora, a treści nie będzie mogła zweryfikować. Czy stwierdzenie, że po określonym zachowaniu można nazwać radnego debilem i złodziejem, to już naruszenie jego dóbr osobistych, czy jeszcze dozwolone prawo do krytyki osoby publicznej? W Polsce, jak kraj długi i szeroki, co sąd, to inny wyrok. Dlatego, jeśli redakcja będzie cenzurowała wypowiedzi, takie na pewno się nie ukażą: dla bezpieczeństwa wydawcy. Będziemy więc czytać, że władza rządzi dobrze i wszystko dzieje się pomyślnie. Tylko lubiący ryzyko wydawcy pozwolą internautom zakładać konta do komentowania. Internauci zakładają fałszywe konta poczty elektronicznej, logują się na portalach i potem i tak robią swoje. Szansa na ich znalezienie i postawienie zarzutów – 0,9 procent, a więc granicząca z cudem. Poza tym, przykład procesu Bieńkowska kontra Wieczorek pokazuje, że działa to na zasadzie samych wpisów. W sądzie różne osoby twierdziły, że znały hasło do konta Wieczorka i na forum wpisywały swoje komentarze pod jego nickiem. Po trzecie, jak konkurencja będzie chciała zniszczyć danego wydawcę, wystarczy poprosić kolegów z Rosji, żeby trochę na takim portalu popisali, najlepiej na wójta czy burmistrza, bo ten szybciej załatwi temat. Zapytałem w ubiegłym roku, czy któryś z ubezpieczycieli miałby polisę z tego tytułu. Nikt, bo ryzyko procesu sądowego w takim przypadku wynosi około 99 procent.

Opinie w internecie stały się pewnego rodzaju czynnikiem regulującym demokrację deliberatywną, demokrację uczestniczącą. Oto bowiem uczestnicy debaty publicznej mogą wypowiadać swoje zdanie na ważne z punktu widzenia społeczności lokalnej sprawy: recenzować je, zabierać głos przed podjęciem decyzji i oceniać to, co się wokół dzieje. To prawda, są osoby, które z tego narzędzia chcą i skutecznie czynią kloakę, narzędzie do walki politycznej i załatwiania osobistych rozrachunków pod płaszczykiem anonimowości. Po decyzjach sądów widać jednak wyraźnie, że zamiast skutecznie walczyć z tego rodzaju osobami, dąży się do ograniczenia wolności słowa w internecie i zrzucenia odpowiedzialności na przedsiębiorców i wydawców, bo ich najłatwiej skazać i jeszcze szybciej zasądzić 10 czy 20 tysięcy złotych na PCK, a potem znowu usiąść do stu spraw o posiadanie grama marihuany.

Jeszcze do niedawna pokutowało, a nie wiem czy nie jest to nadal aktualne, że gdy zgwałcono kobietę, otoczenie doszukiwało się winy wszędzie, tylko nie u sprawcy. A to kobieta była ubrana zbyt wyzywająco, dziwnie się zachowywała, a to pewnie chciała, i tak dalej. Żeby pozbyć się zbyt dużej ilości kradzieży ze statystyk jako przestępstw, limit kwotowy do zakwalifikowania tego jako wykroczenia podniesiono do 400 złotych. To pokazuje, jak płynne potrafi być prawo dla takiego samego czynu w różnym okresie, o ile tylko władza zechce ułatwić sobie życie. W okresie międzywojennym w Polsce skuteczne stawało się zarekwirowanie nakładu danego tytułu, gdy tylko zachodziło podejrzenie pomówienia wysokich rangą funkcjonariuszy publicznych. Dziś, sądy wychodzą z założenia, że nikt tak dobrze nie powstrzyma krytyki publicznej, jak same media. Wystarczy tylko odpowiednio długi bat. Pytanie, jak bardzo cierpi na tym nie tyle wolność słowa, bo ona zawsze jest w jakiś sposób ograniczana, chociażby w momencie, gdy narusza prawa innej jednostki, ale jakość polskiej, młodej i dopiero co świeżo opierzonej demokracji.

Robert Dziemba


reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama