Broken Clouds

4°C

Kołobrzeg

25 kwietnia 2024    |    Imieniny: Marek, Jarosław, Wasyl
25 kwietnia 2024    
    Imieniny: Marek, Jarosław, Wasyl

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

Ostatnimi czasy, badając oblężenie napoleońskie twierdzy kołobrzeskiej w 1807 roku, bardzo mocno skupiłem się na udziale w tej kampanii Polaków, a w szczególności 1 Pułku Piechoty. Problem w tym, że Polacy brali udział tylko w części walk, natomiast od samego początku twierdzę oblegali Włosi. Na podkreślenie zasługuje fakt, który bardzo często ucieka z pola widzenia, podczas omawiania tego epizodu kampanii pomorskiej w roku 1807, że walki pod Kołobrzegiem miały charakter wielonarodowościowy. Włosi, Francuzi, Polacy, Sasi czy Wirtemberczycy, oni wszyscy walczyli, wydawałoby się, przeciw Prusakom. Ale tu nie można pominąć kwestii koalicyjnych, gdzie wojsko pruskie było wspierane przez Szwedów i Anglików.

9 listopada 1806 roku pod Kołobrzegiem stanął niewielki francuski oddział kawalerii pod dowództwem pułkownika Mestrama. Ta wizyta w małej twierdzy miała być formalnością. Miała ona skapitulować. Ale dowódca twierdzy, pułkownik Ludwik Moritz von Lucadou, odmówił. Francuzi odjechali nieco zaskoczeni, a załodze twierdzy nie zostało nic innego, jak przygotowywać się do obrony. Nadchodziła zima i Prusacy mieli trochę czasu na organizację. Rozpoczęto budowę Fortu Wilczego (dziś amfiteatr), zwiększano stan osobowy i liczbę armat. Aprowizacja odbywała się zasadniczo droga morską. Ponadto, Napoleon nie mógł wysłać na miasto swoich sił głównych z Prus Wschodnich, bo musiał się przygotowywać do walnej bitwy z połączonymi siłami rosyjsko-pruskimi. To oznaczało tylko jedno, że pod twierdzę można było wysłać wyłącznie siły dodatkowe. A to nie było takie proste i od początku napotykało na spore problemy.

Tylko dwie narodowości biorące udział pod Kołobrzegiem doczekały się swojego opracowania. Polacy mają aż dwa. Jeszcze przed wojną temat wstępnie opracował Janusz Staszewski w pracy „Wojsko Polskie na Pomorzu w roku 1807”. Kolejne opracowanie pochodzi spod pióra Hieronima Kroczyńskiego: „Wojsko Polskie na Pomorzu Zachodnim i Krajnie w 1807”. Druga narodowość, która doczekała się własnego opracowania, to Włosi. Autorem książki poświęconej działaniom żołnierzy tej narodowości jest Eugenio de Rossi. Praca ukazał się w Rzymie w 1905 roku pod tytułem „Una Divisione Italiana, All'Asedio Di Colberg (1807)”. Na potrzeby badawcze, książkę tę ściągałem już kilka lat temu z biblioteki w Mediolanie, a tymczasem okazuje się, że oryginał znajduje się w zbiorach Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu… Rossi, w przeciwieństwie do Kroczyńskiego, bazował zasadniczo na dokumentach włoskich (Archivio di Stato di Milano), w konsekwencji czego, myli wiele faktów i podaje nie do końca rzetelne informacje. Dla przykładu, Polacy i Saksończycy według niego mieli przybyć w charakterze posiłków dopiero w dniach 10-14 czerwca, gdy tymczasem było to w kwietniu. Dlatego analiza tego opracowania i zawartych w nim kopii źródeł, nie może odbywać się w oderwaniu od źródeł francuskich, zawartych w muzealnym archiwum. I jeszcze jedna kwestia, sama postawa Rossiego, który wprost pisze o celu swojej pracy: „Blask wielkich wydarzeń Wielkiej Armii, w tym pamiętnym wieku, przyćmił wszystko, co wierni sojusznicy osiągnęli w wojowniczych poglądach; dlatego dziełem zadośćuczynienia jest pamięć o chwalebnych wyczynach naszych, walczących w odległych regionach, pod włoską trójkolorową”. To oznacza, że gloryfikuje on czyny żołnierzy włoskich, pomijając dokonania Francuzów czy Polaków. Ci ostatni w jego opracowaniu pojawiają się zresztą tylko dwa razy, w informacji, że przybyli pod twierdzę, a także, że raz ruszyli w kierunku Fortu Wilczego, gdy tymczasem ciężko i krwawo o niego walczyli.

Pierwsza Dywizja Włoska wyruszyła z Mediolanu 15 września 1803 roku. Dowodził nią generał Pino. W 1806 roku zapadła decyzja, że dywizja ruszy na Pomorze. Dowództwo nad nią objął mianowany w 1800 roku na generała Pietro Teulié. Od początku 1807 roku generał bierze udział w kampanii pomorskiej. Kim był? Urodził się 3 lutego 1769 roku w Mediolanie. Był synem Francuza – Filipa Teulié i Włoszki – Teresy Crippa. Według rejestrów chrzcielnych bazyliki św. Eufemii, tego dnia na świat przyszedł Pietro Giuseppe Baldassarre Biagio Teulié, syn legalnych małżonków. Ojciec był urzędnikiem państwowym. Pietro Teulié ukończył prawo na Uniwersytecie w Pawii i został adwokatem w Mediolanie. Gdy Napoleon wszedł do Milanu w 1796 roku, zgłosił się na ochotnika do Gwardii Narodowej. Już w październiku tego roku zaciągnął się do Legii Lombardii w Republice Cisalpińskiej. W 1797 roku walczył z wojskiem Państwa Kościelnego. Brał udział w wielu bitwach i potyczkach. W czerwcu 1800 roku Napoleon awansował go na stopień generała brygady, jako wdzięczność za niewzruszoną odwagę w bitwie pod Marengo (14.06.1800). 22 kwietnia 1801 roku został mianowany ministrem wojny Królestwa Włoch, ale zrezygnował z tego stanowiska już w lipcu. W wyniku intrygi, został aresztowany w 1804 roku, ale na wolność wyszedł już rok później. W 1806 roku zastąpił generała Pino na stanowisku dowódcy 1 Dywizji Włoskiej, która otrzymała rozkaz udania się pod Twierdzę Kołobrzeg.

16 lutego 1807 roku marszałek Alexander Berthier, tak pisze ze Szczecina do generała Teulié: „Dobrze wykonaliście wielkie manewry, które wam przykazałem, dzięki specjalnej uwadze dołączyliście się do trudności, które miały wam zaoferować manewry”. Teulié z datą 16 lutego pisze do dowództwa Wielkiej Armii o wydaniu rozkazów pod Colbergiem. Wojska włoskie docierają tu do końca lutego, po drodze ponosząc straty, jak chociażby pod Nowogardem. Początkowo, kwatera główna znajdowała się w Gościnie, a poszczególne oddziały stacjonowały w podkołobrzeskich wsiach. Wojska oblężnicze liczyły 5300 żołnierzy, 500 koni i 12 lekkich dział polowych 3-funtowych. To niewiele w stosunku do 176 armat, bo na tyle Włosi szacowali artylerię twierdzy… Wojska oblężnicze od początku marca zaczęły otaczać Kołobrzeg. Poruszały się z obu stron Parsęty. 10 marca zdobyto wieś Czernin, a już 11 marca walki odbywały się na linii Mirocice, Stramnica, Niekanin, Budzistowo. Szczególnie ciężkie walki stoczono o Mirocice. 14 marca w rękach Włoskich był już Hohe Berg (Wysoka Gróa – szaniec na wysokości dawnej pętli autobusu nr 7 przy ogrodach działkowych „Kolejarz”).

Postępy Włochów były bardzo duże, ale już teraz zdawali sobie oni sprawę ze słabości swoich sił i zaciekłości nieprzyjaciela, który nie zamknął się w twierdzy i nie czekał na rozpoczęcie oblężenia. Już 6 marca Teulié pisze do marszałka Henrie Clarke’a, że ma problem z utrzymaniem komunikacji na obu brzegach Parsęty, a ponadto, że wróg ma silną kawalerię, gdy on tylko 50 dragonów. 9 marca Teulié pisze do Clarke’a, że ma za mało ludzi, aby prowadzić szerszą operację ofensywną. Teulié chciał na przykład osiągnąć linię Bałtyku, ale jedyne co mógł robić na kierunku północnym oblężenia – a oblężenie to za dużo powiedziane, to wysyłać patrole. Wzmocnienie włoskich pułków miało następować już od 14 stycznia, ale sytuacja na Pomorzu się komplikowała. Włosi rozpoczynali więc oblężenie w sile 1 pułku piechoty lekkiej pod dowództwem płk Rougiera, 2 pułku piechoty lekkiej pod dowództwem płk Castaldiniego, 1 pułku piechoty liniowej pod dowództwem płk Fontane’a, kompanii artylerii polowej i francuskiego szwadronu dragonów. I to faktycznie było za mało. Twierdza liczyła wówczas ok. 6 tys. żołnierzy, była lepiej wyposażona i cały czas zaopatrywana. Pod kątem operacji wojskowej, sytuacja była słaba. Dodatkowo, oddziały włoskie nie miały wysokiego morale. Dla nich cele tej wojny były niezrozumiałe, a warunki pomorskiej zimy dodatkowo zachęcały do dezercji.

W połowie marca, Teulié osiągnął linię Lasu Kołobrzeskiego i Zieleniewa, o które trzeba było walczyć. Prusacy stracili tam 3 armaty i 50 jeńców. Tak Teulié pisze o wydarzeniach z 19 marca: „Ten dzień kosztuje wroga 155 zabitych i rannych we wsi i 80 jeńców, jak również 5 armat. Straciliśmy 32 zabitych i 45 rannych”. Tu warto zatrzymać się przy jednej kwestii: poległych. O ile w przypadku 1 polskiego pułku piechoty mamy skąpe informacje o poległych i rannych, o tyle w przypadku pułków włoskich, takich informacji mamy bardzo dużo. Dzięki nim wiemy, jak krwawe były walki o przedpole Twierdzy Kołobrzeg i skoro doświadczały tego oddziały włoskie, musieli także doświadczać tego Polacy w okresie późniejszym. Z jakiegoś powodu, informacje o postępach Włochów pod Kołobrzegiem nie docierały do Napoleona, który będąc pozbawiony wieści spod tej małej nadbałtyckiej twierdzy, rugał włoskiego generała. W literaturze przedmiotu pojawiają się różne hipotezy dotyczące tej sytuacji. Kroczyński, na przykład, zastanawia się, czy Napoleon nie był uprzedzony do Teuliégo. Bardziej jednak prawdopodobne jest to, że Napoleon nie zdawał sobie sprawy z problemu, jaki stwarzała Twierdza Kołobrzeg, a także z tego, że jego oddziały nie są w stanie nie tylko jej blokować, a tym bardziej zdobywać. Może dlatego pisał: „Byłoby śmieszne powierzyć naczelne dowództwo komuś mającemu tak małe doświadczenie wojenne jak generał Teulié”, obarczając go odpowiedzialnością, bo tak było najłatwiej. Tyle, że Napoleon w liście z 23 lutego do marszałka Clarke’a pisał: „Obarczyłem Pana odpowiedzialnością za dokonanie dwoma pułkami włoskimi blokady Twierdzy Kołobrzeg. Nie powiadomił mnie Pan do tej pory o wykonaniu tego rozkazu. Z pewnością list mój został przechwycony”. W kolejnych listach do swoich dowódców Napoleon pisze tak: „Nie mam żadnych wiadomości o tym, czy Kołobrzeg jest otoczony, a powinien on już być w tym czasie” (6 marca), „Proszę postarać się o wieści z Kołobrzegu i dowiedzieć się co tam robi generał Teulié. Czy otoczył on tę twierdzę?” (11 marca), „Nie mam żadnych wieści z Kołobrzegu. Wygląda na to, że generał Teulié nie pisze. Proszę napisać mu, aby przesłał Panu relację, z tego co zrobił w miesiącu lutym i marcu, tak abym wiedział, jak się mają rzeczy” (15 marca). Jak wiemy, generał Teulié pisał i to obszernie, ale ta korespondencja z jakichś powodów nie trafiała do cesarza. Napoleon był zniecierpliwiony i w pierwszej połowie marca mianował dowódcą oblężenia Kołobrzegu generała dywizji Louis-Henri Loisona (ur. 1770 r.). 25 marca Loison dociera pod Kołobrzeg i obejmuje dowództwo, ale na ten temat Eugenio de Rossi nie pisze praktycznie nic. Nie ma żadnej informacji o przekazaniu dowództwa, ani komentarza dlaczego taka sytuacja ma miejsce. Wiemy, że Teulié pozostaje w kwaterze w Stramnicy i podlega rozkazom Loisona, który również ulokował się w tej miejscowości, gdzie mieści się sztab. Po otrzymaniu raportów, Napoleon, jak widać, zmienił zdanie o swoim włoskim dowódcy. Okazało się bowiem, że Teulié nie siedział tu z założonymi rękami, ale starał się wykonać nieco nierealny w kołobrzeskich warunkach rozkaz. 19 kwietnia, Napoleon tak pisze do generała Teulié: „Piszę do Pana ten list, aby zapewnić o moim zadowoleniu z dobrej postawy, jaką wykazał Pan przy oblężeniu Kołobrzegu. Z dużą doprawdy przyjemnością dowiaduję się o nienagannej postawie moich wojsk włoskich, o odwadze, jaką wykazały we wszystkich okolicznościach. Po zajęciu Kołobrzegu powołam pańską dywizję, powiększoną o 14 włoski pułk liniowy i szaserów królewskich, do Wielkiej Armii, aby umożliwić jej wykazanie całej swej odwagi i zdobycie nowych powodów do mojego poważania i nagród”.

Napoleon wyraźnie od samego początku lekceważył problem kołobrzeskiej twierdzy. W połowie marca wysłał tu marszałka Mortiera z pułkiem francuskim, połową artylerii i kawalerią do zrobienia porządków pod twierdzą i zdobycia jej w ciągu kwietnia. Mortier stanął pod twierdzą na początku kwietnia, ale nie dostał obiecanych armat. Marszałek postanowił uderzać na twierdzę od strony Zieleniewa, z lewej strony rzeki. 9 kwietnia, w dniu rozpoczęcia ofensywy, Mortier został jednak spod Kołobrzegu odwołany, aby wzmocnić siły Wielkiej Armii na Pomorzu Szwedzkim. Zabrał ze sobą swoje oddziały, a także osłabił siły oblężnicze, zabierając 1 włoski pułk piechoty liniowej. Kto wie, jak zakończyłaby się ta operacja, gdyby była dodatkowo wsparta armatami. Zachodnia część miasta była słabo broniona, a utrata portu podważała sens dalszej obrony twierdzy. Ale stało się inaczej. Pod Kołobrzegiem pozostało 4215 żołnierzy i 10 dział. Twierdza miała ich 17 razy więcej… Nie można jej było zdobywać, ale też trzeba było zacząć myśleć o własnym bezpieczeństwie. Blokada stała się fikcją. Wypad z twierdzy mógł bardzo szybko pokazać, jak łatwo z myśliwego stać się zwierzyną. Zdał sobie z tego sprawę Napoleon i rozkazem z 11 kwietnia oddelegował pod Kołobrzeg włoski pułk linowy, wcześniej zabrany, ale także 1 Polski Pułk Piechoty. Zwiększyło to siły korpusu oblężniczego do 8132 żołnierzy. Ponadto, pod twierdzę skierowano oddział saski i wirtemberski. Jednocześnie, w rozkazie z 11 kwietnia, Napoleon rozkazał Losionowi „nie tylko blokować twierdzę, ale jeszcze poczynić przygotowania do jej szybkiego wzięcia”. Jednak podejście pod twierdzę było bardzo utrudnione. Bagna, cieki wodne, grzęzawiska – to wszystko bardzo utrudniało prace saperskie.
13 kwietnia, generał Teulié przeprowadził rekonesans na plaży na zachód od Kołobrzegu, gdzie napadło na niego około 400 Prusaków. Włosi stawili im czoła i skłonili do wycofania się. Ale w tym czasie, ważniejsza była sytuacja na wschodzie miasta. To tam skupiła się uwaga dowódców, którzy postanowili nacierać w kierunku Fortu Wilczego. Z perspektywy czasu, na tę decyzję można patrzeć krytycznie, jednakże siły oblężnicze były zbyt słabe, aby zagrozić twierdzy. Jej przewaga w artylerii była miażdżąca. Dodatkowo, uwarunkowania terenowe w każdym elemencie sprzyjały obrońcom. Generał Loison rozważał nawet zmianę biegu Parsęty, aby zyskać przewagę, ale przekopanie kanału w kierunku Błotnicy było nierealne. W tej sytuacji można było atakować od wschodu. Na tym kierunku natarcia, przed twierdzą znajdował się Fort Wilczy. Nie zdążono go dokończyć, warunki wojenne na to nie pozwoliły, ale i tak jego siła ognia i ufortyfikowanie budziły grozę. Aby do niego się dostać, trzeba było przedrzeć się przez bagna. Pomiędzy Lasem Kołobrzeskim a fortem i dzielącymi je mokradłami, był jeden wyjątek – wyżyna Binnenfeld (pisownia tej nazwy jest przeróżna w zależności od planu twierdzy i autorów opracowań). Rossi opisuje wyżynę tak: „To płaskowyż o długości około 3000 m, szerokości 2000 m, wysokości 7 m na bagnie, z którymi graniczy trzema stronami, od czwartej strony jest morze. Binnefeld jest oddzielony od twierdzy mokrą prerią. Na płaskowyżu, 500 m od plaży i około 1500 od pozycji, występuje niewielka wypukłość, która wynosi około 8 m otaczającej ziemi, nazywa się Wolfsberg”.

Rossi przypisuje wzmocnienie tej pozycji terenowej, mowa o Forcie Wilczym, majorowi Augustowi Neithardowi von Gneiseanu, który objął obowiązki komendanta twierdzy. W części literatury przedmiotu pojawia się informacja, że nastąpiło to w połowie kwietnia (Rossi podaje, że 19 kwietnia). W najnowszych rozważaniach, na przykład Kroczyński uważa, że nastąpiło to wraz z przejściem pułkownika Lucadeau na emeryturę i awansem na generała 29 kwietnia. O ile Gneisenau nie wybudował fortu, o tyle doprowadził do wprowadzenia koncepcji obrony twierdzy na przedpolu, tak, aby wały główne pozostały jak najdłużej nienaruszone, co pozwolić miało na odpowiednio długą obronę. Początkowo, zabezpieczono tyły na wyżynie, budując szańce, a potem z końcem kwietnia przekształcając je w reduty: Polską i Saską. Następnie, z początkiem maja rozpoczęto przygotowanie do ataku na Fort Wilczy. Włosi przygotowali się do tego już w nocy z 6 na 7 maja. Generał Loison wyznaczył na atak dzień Wniebowstąpienia, aby zaskoczyć przeciwnika. Do ataku ruszyli Włosi i Polacy, a w tym czasie artyleria ostrzeliwała twierdzę od południa i zachodu. Włosi zostali szybko odrzuceni i nie odnieśli żadnych większych sukcesów. Dalsze działania, według Rossiego, kontynuowano 8 i 9 maja, metodycznie na Wyżnie Binnenfeld. Według tego autora, Włosi na kierunku wschodnim mieli założyć trzy reduty, nazwane nazwiskami trzech poległych podczas ataku na Fort Wilczy z 17 na 18 maja włoskich oficerów, patrząc od północy: Alberico, Audifredi i Palombini (na planie Höpfnera to prawdopodobnie reduty nr 22, 23 i 24, a na planach pruskich nr 13, 14 i 12, są one zaznaczone na planie twierdzy przez Rossiego i wychodzą przed Redutę Polską i Saską). Problem w tym, że te działania znajdują się opisane w rozkazach na dzień 19 maja… Na samej północy, w okolicy sanatorium „Arka”, w późniejszym okresie Polacy zaadaptowali stary szaniec rosyjski, okopali go i nazwali Redutą Pallaviciniego, kolejnego poległego włoskiego oficera (co ciekawe, redutę Pallaviciniego Rossi zaznacza kilometr na południe od miejsca, jakie wskazuje Kroczyński). Rossi pisze także o nękaniu żołnierzy przez szwedzką fregatę „Af Chapman”. Jak podaje, sprawę tę rozwiązano budową baterii nadbrzeżnej, której ogień miał skutecznie odstraszać jednostkę wojenną. Jak wiemy, nie do końca tak było, bo na przykład 15 maja „Af Chapman” zbombardował obóz polski, a budowa tej baterii jest datowana później - na 26 maja.

13 maja korpus oblężniczy otrzymał wzmocnienie w postaci 7 armat 24-funtowych. Umieszczono je w Forcie Napoleona na Hohe Berg. Rozpoczęły one ostrzał twierdzy już 16 maja i były dużym zaskoczeniem dla majora Gneisenau. Zaplanowany atak na Fort Wilczy miał na celu zaskoczenie Prusaków. Wybrano na ten cel noc w czasie Zielonych Świątek. Atakiem dowodził osobiście generał Teulié z zadaniem zdobycia i utrzymania fortyfikacji, a gdyby to się nie udało, zniszczenie jej, uczynienie niemożliwym w dalszej blokadzie linii natarcia. Dojście z Mirocic do celu zajęło Włochom pół godziny. Polacy nacierali od północy i wschodu, a Włosi od południa i zachodu. Rossi opisuje wyłącznie działania Włochów. Jak podaje, atak udał się znakomicie, 260 Włochów weszło do fortu, tak, że tylko 60 Prusaków uszło z życiem (swój udział w walkach mieli Polacy, pierwszy do fortu wdarł się kapral Sokołowski, jednakże dalej działań Polaków opisywać nie będę, skupiając się na Włochach, co nie znaczy, że Polacy nie mają swoich zasług). Fort został zdobyty. Włosi zaczęli go umacniać, ale gdy Gneisenau dowiedział się o jego utracie, wysłał posiłki w celu jego odbicia. Operacja zaczęła się po godzinie 23 (Rossi twierdzi, że po północy). Niestety, w wyniku potężnego zamieszania i ciemności, wojska oblężnicze utraciły fort. Z raportów Loisona wiemy, że doszło do ostrzału własnych wojsk. Gdy Prusacy zaatakowali, do Włochów i Polaków zaczęli strzelać Wirtemberczycy. „Zrobiliśmy wszystko, żeby z powrotem zebrać wojsko, ale to okazało się niemożliwe. Ich paniczny strach był tak wielki, że atakowali nas bagnetami. Zostałem nawet zmuszony do wydania rozkazu dragonom, żeby szarżowali ich szablami. Wtedy też wydałem rozkaz do odwrotu” – pisze generał Loison w raporcie do marszałka Berthiera 18 maja. Według raportów pruskich, w walce zginęło 159 żołnierzy, a według francuskich – 151 żołnierzy korpusu oblężniczego, najwięcej Włochów. To przelało czarę goryczy. Przeprowadzone śledztwo wykazało, że doszło do fatalnej pomyłki, ale jednocześnie załamało morale i podważyło zaufanie do Wirtemberczyków. „Jestem zdecydowany działać w dzień, będą przekonanym o niemożliwości walki podczas nocy z Wirtemberczykami i Sasami. Nasza obecność podtrzyma te wojska i zmusi oficerów do pełnienia ich powinności” – pisał w tym samym raporcie Loison.

Kolejne działania na wyżynie Binnenfeld miały miejsce 19 maja. To właśnie wtedy odrzucono pruskie straże przednie w kierunku Fortu Wilczego i zaczęto się okopywać na tym terenie. Założono trzy reduty, o których była wcześniej mowa, ale także wykonano nową groblę, łączącą Mirocice z wyżyną, ze względu na to, że stara była w zasięgu artylerii nieprzyjaciela. 25 maja pod Kołobrzeg dotarł włoski 4 pułk liniowy, wspomagając prace inżynieryjne tak, że już 26 maja żołnierzy od Fortu Wilczego dzieło nieco ponad pół kilometra. 6 czerwca Teulié raportuje do Sztabu Wielkiej Armii: „Jestem bardzo zadowolony z jego dowódcy”. Dalej pisze: „Zostałem poinformowany, że w końcu przybywa kolejna artyleria, a praca zostanie przesunięta na nowy poziom. Wszyscy jesteśmy ożywiani przez najlepszego ducha i poczucie, że wszyscy wiedzą, co potrafią Włosi”. 26 maja, Włosi i Polacy znowu zostali ostrzelani przez szwedzką i angielską artylerię okrętową. Budowa baterii nadbrzeżnej załatwiła tę sprawę, bo gdy w nocy z 3 na 4 czerwca szwedzka fregata zamierzała znów zaatakować korpus oblężniczy, cztery moździerze zmusiły ją do wycofania się. Sytuacja zaczęła się zmieniać. Z baterii i redut zaczęto prowadzić ogień przeciwko Fortowi Wilczemu. Pomysł umocnienia Wyżyny Binnenfeld okazał się przydatny. Gdy zaniepokojone dowództwo twierdzy postanowiło wyjść naprzeciw korpusowi oblężniczemu w nocy z 5 na 6 czerwca, reduty włoskie były na tyle dobrze zbudowane i obsadzone, że Prusacy stracili 40 zabitych i musieli się wycofać. System polegał na silnym ufortyfikowaniu wyżyny. Trzy reduty włoskie z przodu i dwie: saska i polska z tyłu, zapewniały panowanie nad strategiczną wyżyną. To dlatego nie było większego sensu budowy reduty w Lesie Kołobrzeskim, co postulują niektórzy.

Z każdym dniem, wojska korpusu oblężniczego zbliżały się do Fortu Wilczego. 9 czerwca żołnierzy dzieliło tylko 270 metrów,. Co więcej, reduty nr 12, 13, 15, 16 i 18 zostały wyposażone w artylerię, o której pisał Teulié, a dokładnie 20 luf: 16 armat, 3 haubice i 1 moździerz. Kolejny atak na Fort Wilczy rozpoczął się o godzinie 3 w nocy 11 czerwca. Przez godzinę ostrzeliwano fort, a następnie twierdzę, aby odciąć załogę fortu od pomocy. Załoga twierdzy i szwedzkiej fregaty, która miała najcięższe, bo 32-funtowe armaty, odpowiadała. Kanonada trwała do popołudnia, aż artyleria fortu zamilkła. Prusacy zaproponowali zawieszenie broni, aby móc ewakuować rannych do twierdzy. Zgody na to nie było i żądano kapitulacji. Ponieważ strony nie doszły do porozumienia, otwarto ponowny morderczy ogień. Około godziny 18 na forcie pojawiła się biała flaga. Zaproponowano zawieszenie broni. W wyniku rozmów ustalono, że załoga fortu wycofa się do twierdzy, a fort przypadnie wojskom oblężniczym, a do godziny 12.00 12 czerwca obowiązywać będzie zawieszenie broni. Fort nazwano Fortem Loisona na cześć dowódcy korpusu oblężniczego i rozpoczęto jego przystosowywanie, czyli odwracanie w kierunku twierdzy, w kierunku której miał być docelowo prowadzony ogień. Tymczasem o godzinie 22 artyleria twierdzy otworzyła ogień do fortu. Nie było dużych strat, ale pech chciał, że 24-funtowa kula armatnia zmiażdżyła udo generałowi Teulié. Przetransportowano go do szpitala polowego w Stramnicy, gdzie amputowano mu nogę. Loison zarzucił majorowi Gneisenau złamanie danego słowa. W końcu do 10 rano obowiązywało zawieszenie broni. W historiografii pruskiej, zarzut złamania zawieszenia zarzucany jest Francuzom, bo rozpoczęli prace ziemne w forcie. Dr Hermann Klaje poddał to analizie i doszedł do wniosku, że prawda leżała pośrodku, po prostu nie do końca rzeczowo spisano postanowienia zawieszenia broni. Dla Loisona oznaczało ono li tylko to, co zapisano w dokumencie, a dla Gneisenaua zarówno zakaz prowadzenia walki, ale także prac fortyfikacyjnych. Według Klaje, jeden z oficerów stwierdził, że w dokumencie „zapomniano” wpisać zakazu prac fortyfikacyjnych…

W nocy z 14 na 15 czerwca, Prusacy postanowili odbić fort. Była burza i sztorm i tę pogodę jako swoją osłonę postanowili wykorzystać grenadierzy pod dowództwem kapitana Karla von Waldenfelsa. W wyniku zamieszania, Prusacy zajęli fort i wzięli do niewoli 150 ludzi. Tej nocy, Włosi stracili 14 ludzi, a 45 zostało rannych. Rossi nie cytuje tu raportów generała Loisona, a te dla Włochów nie są akurat korzystne. 15 czerwca fort udało się odzyskać dzięki brawurze Polaków, jak wskazuje dowódca korpusu oblężniczego. Loison tak pisze o tych wydarzeniach: „Sasi są absolutnie nic nie warci, chętniej biliby się przeciwko nam. Nie mogę liczyć na Włochów w walce nocnej. Według mnie nie jest to wcale pierwsza niepomyślna próba tych wojsk”. W raportach znajduje się również informacja, że obowiązujące hasło dla straży Prusakom przekazał włoski sierżant, który zdezerterował. Tak udało się oddziałowi Waldenfelsa podejść pod fort, ale na szczęście udało się go odzyskać. Ta noc była krwawa. W wyniku odwrotu Włochów ranni zostali wyżsi oficerowie, którzy próbowali zaprowadzić porządek. Korpus oblężniczy stracił w tej akcji 234 ludzi (w tym ranni i wzięci do niewoli). Prusacy stracili 221 ludzi. Poległ m.in. zastępca komendanta twierdzy – von Waldenfels.

Generał Loison dał wyraz swojemu rozgoryczeniu w listach do marszałka Clarke’a i Berthiera. „W dzień Włosi biją się dobrze, ponieważ kieruje nimi ambicja i próżność, że są częścią składową armii francuskiej, ale noc jest straszna, reputacja oficera jest wystawiona na kompromitację”. Już wcześniej Loison pisał do dowództwa, że bez posiłków niewiele więcej jest w stanie zrobić, zwłaszcza, że środki, którymi dysponuje, są niewystarczające. „Wytrzymam tu aż do śmierci, ale posiłki o jednego choćby mniejsze nie polepszą naszej sytuacji” – pisał generał. Trudno mu nie było przyznać racji, gdy w nocy z 16 na 17 czerwca Prusacy zaatakowali Zieleniewo. W historiografii zachował się zapis, że zaskoczony atakiem freikorpusu Schilla generał Bonfanti musiał uciekać w bieliźnie. Potem opanował sytuację i ruszył do kontrataku, odpierając Prusaków. Włosi stracili 34 żołnierzy, zasadniczo trafili oni do niewoli. Tymczasem 19 czerwca Fort Loisona chcieli odbić Prusacy. Najpierw fortyfikację ostrzelała artyleria twierdzy, a potem do ataku ruszyli grenadierzy. Tym razem obroną dowodził generał Severoli. Miał do dyspozycji trzy kompanie włoskie i saskie, a w odwodzie w drugiej paraleli 4 włoski pułk liniowy. Gdy Prusacy podeszli na odległość strzału, Włosi zaatakowali. Prusaków udało się otoczyć, także dzięki umiejętnemu manewrowi od strony plaży. Batalion grenadierów został unicestwiony. Prusakom zgotowano krwawą łaźnię. To nawet nie była walka, ale wielka bijatyka. Jak pisze Rossi, żołnierze po prostu zemścili się za poprzednie działania zaczepne. Według niego, zginęło 4 pruskich oficerów i 128 żołnierzy, a 16 oficerów i 329 żołnierzy zostało rannych lub wziętych do niewoli. Kroczyński podaje, że zginęło 300-400 żołnierzy, że „wszyscy zostali wyrżnięci”. Obrońcy stracili zaledwie 3 poległych i 8 rannych, według Kroczyńskiego. Generał Severoli twierdzi, cytowany przez Rossiego, że „w tej szczęśliwej walce mieliśmy 23 zabitych i 48 rannych”.

W drugiej połowie czerwca pod Kołobrzeg zaczęły docierać posiłki. Korpus oblężniczy osiągnął stan 13 tysięcy żołnierzy, a także, w zależności od źródeł, od 55 do 67 dział różnego rodzaju i wagomiaru. 28 czerwca doszło do przegrupowania i podziału korpusu na sześć brygad. Korpus oblężniczy miał wreszcie liczebną przewagę nad załogą twierdzy, której jednak ustępował artylerią. Napoleon postawił mu pierwsze zadanie, zdobycia portu. Ta część oblężenia rozpoczęła się 1 lipca artyleryjską kanonadą. Po zbombardowaniu miasta, do walki ruszyli Francuzi, którzy dość łatwo poradzili sobie z zajęciem portu, a tym samym odcięli twierdzę od zaopatrzenia i przekreślili jej znaczenie na teatrze tej wojny. Dodajmy, że w tym czasie na całym Pomorzu nikt nie walczył, trwały rokowania pokojowe w Tylży. Walczono tylko w Kołobrzegu! Francuzi byli silnie ostrzeliwani artylerią z Reduty Morast, Fortu Ujście i szwedzkiej fregaty, ale się utrzymali. Włosi wyszli z Zieleniewa i zaatakowali od strony przedmieścia Stubbenhagen tężnie przy obecnej ulicy Solnej. Żołnierze generała Rubry’ego wyruszyli z Fortu Loisona i zaatakowali Szaniec Ceglany (obecnie „Medyk”). 1 lipca o godz. 10.00 przerwano walkę celem rozmów o poddaniu twierdzy. Gneisenau nie zgodził się na takie rozwiązanie, wobec powyższego, Loison stwierdził: „Za trzy dni będzie tu tylko kupa popiołu”. Od godziny 19 dnia 1 lipca, rozpoczęło się bombardowanie miasta. 2 lipca przygotowano się do decydującego szturmu. Włosi atakowali na liniach z dnia 1 lipca. Jak pisze jednak Rossi, o godzinie 12 na Forcie Loisona pojawiła się biała flaga (Kroczyński twierdzi, że do zawieszenia broni doszło o godzinie 15). W ten sposób, Twierdza Kołobrzeg nie została zdobyta, choć prawdopodobnie 2 lub 3 lipca musiałaby kapitulować.

Rossi podsumowuje udział Włochów pod Kołobrzegiem. Siły 1 Dywizji Włoskiej straciły tu 197 oficerów i 2784 żołnierzy (zabici, ranni i wzięci do niewoli). To bardzo duża liczba, pokazująca, jak trudne były walki o kołobrzeską twierdzę. Straty osiągnęły 25 procent ogólnego stanu dywizji. Jak podsumowuje, kampania kołobrzeska była okazją do wykazania się cnotą przez włoskich żołnierzy, niezłomnych w ataku i obronie, którzy dzielnie znieśli 7 miesięcy trudów „w bagnistym kraju, gdzie roi się od gorączki” (zapewne mowa o epidemii febry w polskich i włoskich oddziałach). Te straty, według Rossiego, były smutne na plaży nad Bałtykiem, choć u żyjących chwalebne czyny Włochów w dalekim kraju mogą budzić podziw.

Jaki był los generała Pietro Teulié? Wiemy, że amputowano mu nogę, ale jego stan się pogarszał. Zmarł po kilku dniach na gangrenę, prawdopodobnie 18 czerwca. Pochowano go w Stramnicy, a jego zabalsamowane serce wyssało dla żony do Paryża. Nad jego grobem wzniesiono pomnik w kształcie wysokiego stożka, zwieńczony kulą. Na swoim drzeworycie utrwalił go Daniel Berger (patrz ilustracja).

Gdy żołnierze 1 Dywizji Włoskiej powrócili do Mediolanu, fakt pozostawienia w obcej ziemi szczątków bohatera, za jakiego uznano generała Teulié, wywoływał spore emocje, najczęściej negatywne. Krewni generała dokonali jego ekshumacji w 1836 roku i przewieźli do Mediolanu, gdzie go pochowano. Jego ciało spoczęło w potrójnej trumnie w piwnicach obecnej Szkoły Wojskowej (Scuola Militare Teulié), powstałej na bazie sierocińca założonego z jego fundacji. Obelisk w Stramnicy został usunięty.

Udział Włochów oblężeniu Kołobrzegu pokazuje mało spopularyzowany wycinek walk o tę małą nadmorską twierdzę w 1807 roku. Widać tu mozaikę narodowości, umiejętności i zaangażowania, ale także daninę krwi, pozostawioną w tej bagiennej, nadmorskiej ziemi. Aż prosi się, aby w Parku Fredry odsłonić obelisk upamiętniający tych wszystkich kilkuset żołnierzy, którzy oddali życie w ciągu kilku tygodni pamiętnego roku, walcząc w imieniu różnych władców, bijąc się o różne sprawy, z daleka od swoich rodzinnych domów. Nie wszyscy mieli okazję spocząć w rodzinnej ziemi, jak generał Pietro Teulié.

Robert Dziemba

Ilustracja wprowadzająca: Oficerowie korpusu oblężniczego pod Kołobrzegiem, rysunek Karola Lindera ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
1. Plan oblężenia Twierdzy Kołobrzeg wg Eugenio de Rossiego
2. Plan oblężenia Twierdzy Kołobrzeg wg Höpfnera
3. Pietro Teulié – rysunek Felice de Maurizio
4. Grób generała Teulié w Stramnicy na drzeworycie Daniela Bergera




reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama