Overcast Clouds

9°C

Kołobrzeg

19 kwietnia 2024    |    Imieniny: Adolf, Leon, Tymon
19 kwietnia 2024    
    Imieniny: Adolf, Leon, Tymon

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

Kołobrzeg stolicą ucieczek z PRL (2)Kołobrzeg stolicą ucieczek w PRL (17)...


Propaganda komunistyczna przełomu lat 40 i 50 przedstawiała, że w krajach zachodu ludzie głodują, nie mają co jeść, a władza zajmuje się tylko i wyłącznie rozpędzaniem demonstrujących robotników. Dlaczego więc ludzie podejmowali z narażeniem życia próby ucieczki z komunistycznego raju do tych strasznych miejsc? Bo nie wierzyli propagandzie.

Pragnienie wolności połączyło losy 5 mężczyzn, a ich wspólnym mentorem i przywódcą był szyper kutra rybackiego Józef Tchorek z zawodu fryzjer. Losy tych mężczyzn różnie się układały w ciężkich czasach wojny i tuż po niej. Najmłodszy z nich Tadeusz Szkodowski (rocznik 1933) urodził się i mieszkał w Grudziądzu w bardzo biednej rodzinie. Mieszkali w jednym pomieszczeniu w baraku wybudowanym z desek. Było tylko 1 łóżko, w którym spali rodzice, a Tadek razem z babcią spali na podłodze. Wraz z wybuchem wojny, Tadek osiągnął wiek szkolny i musiał chodzić do szkoły niemieckiej, pomimo że początkowo nie mówił w tym języku. Pobyt w tej szkole dorosły już Tadeusz wspomina jako traumatyczne przeżycie, gdyż był szykanowany i wyzywany od polskich świń, a także musiał uczestniczyć w publicznych egzekucjach na polskich partyzantach czy zakładnikach. W czasie gdy front przechodził przez Grudziądz, barak został zniszczony i cała rodzina musiała mieszkać w piwnicy. W 1945 roku rodzina przeprowadziła się do Kołobrzegu, który był potwornie zniszczony, ale mama znalazła dobre mieszkanie na ulicy Zygmuntowskiej. W mieszkaniu były 2 pokoje, kuchnia, łazienka i ubikacja, a więc luksus, którego Tadeusz nigdy w swoim dotychczasowym życiu nie doświadczył. Tadeusz przez kilka lat chodził do szkoły, a od 1948 roku jako 15 letni młodzieniec zaczął pracować w sieciarni firmy rybackiej „Barka” w Kołobrzegu. Pracowało tam wielu Niemców, którzy bardzo dobrze znali swój fach i nauczyli Tadeusza nie tylko naprawiać sieci, ale i wyrabiać nowe siatki. Tadeusz doszedł do takiej wprawy, że jeździł nawet do Darłowa, aby uczyć tam sieciarstwa. Znając bardzo dobrze język niemiecki często rozmawiał z Niemcami i pomagał im załatwiać formalności przy ubieganiu się o wyjazd z Polski. Działalność ta zwróciła uwagę UB, który trzykrotnie zatrzymywał go w areszcie poddając wielogodzinnym przesłuchaniom. Doznane upokorzenia zniechęciły go do życia w „komunistycznym raju”. Pomimo podejrzeń UB udało mu się zmienić pracę i został zatrudniony na kutrze jako rybak. Poznał wówczas szypra Józefa Tchorka, który zasugerował mu, że mogą wspólnie uciec do Szwecji. Było to podczas libacji i początkowo Tadeusz myślał, że padł ofiarą ubeckiej prowokacji, ale gdy aresztowanie nie nastąpiło, przekonał się, że znalazł  partnera i mentora.

Mieczysław Nycz był o 7 lat starszy od Tadeusza i urodził się w małej wsi położonej 3 km na południe od Łańcuta. Jego ojciec był kowalem, a mama opiekowała się sześciorgiem dzieci. Kiedy Mieczysław miał zaledwie 2 lata ojciec pojechał za chlebem do Kanady. Jeszcze przed wojną Mieczysław ukończył 6 klas szkoły powszechnej i zdał egzamin do liceum technicznego w Rzeszowie. Wybuch wojny przerwał dalsze kształcenie, a 14-letni Mieczysław rozpoczął naukę zawodu kowala. Kiedy ją skończył, objął zakład po swoim ojcu. Czasy były ciężkie, rodzina nie miała z czego żyć, gdyż ojciec nie mógł przesyłać pieniędzy z Kanady. We wrześniu 1947 roku Mieczysław został powołany do służby w marynarce wojennej w Ustce. Uznał on, że jest to pierwszy krok do zrealizowania swoich marzeń, aby przedostać się do Kanady. W wojsku, Mieczysław odbył przeszkolenie jako motorzysta i pływał na okrętach wojennych. Niestety żaden z tych okrętów nie zawijał nigdy do obcego portu. Po służbie w wojsku, Mieczysław Nycz znalazł zatrudnienie w kołobrzeskiej „Barce” w charakterze motorzysty. Zauważył on, że na kutrze jest zbiornik na wodę o pojemności 2m³. Mieczysław doszedł do wniosku, że gdyby zbiornik wypełnić tylko w połowie wodą, to mogłoby się w nim zmieścić dwóch ludzi. W połowie zbiornika przyspawał ceowniki, na które położył deski umożliwiając swobodny pobyt ludzi. Wtedy właśnie zmienił się szyper i na kuter zamustrował się w tym charakterze Józef Tchorek. Pewnego dnia mężczyźni poszli do baru i „po setce” w trakcie spaceru zaczęli rozmawiać o opuszczeniu kraju. Szczęście im sprzyjało, gdyż trzeci spiskowiec, tj. Tadeusz Szkodowski, jako rybak dołączył do ich załogi. Mieczysław Nycz w ramach przygotowań przywiózł z rodzinnych stron sprawny pistolet i ukrył go w filtrze powietrza silnika. Józef Tchorek wszedł w porozumienie z czterema dalszymi osobami, które były gotowe, aby przy pierwszej okazji uciec z Polski. Wszyscy oni pracowali w „Barce” na lądzie: Olek jako mechanik w warsztacie remontowym, Tadeusz przy naprawach sieci i mówił dobrze po niemiecku, a Marian był urzędnikiem i pracował w komórce BHP. Leon zaś był urzędnikiem – inspektorem w porcie handlowym. Była pełna konspiracja, gdyż żaden z czterech pozostałych nie wiedział o istnieniu innych, a znał jedynie szypra. Po pewnym czasie z tej czwórki pozostał jedynie Olek Pikuła i Marian Wróblewski, a pozostali zrezygnowali uznając, że ryzyko jest zbyt duże. Załoga kutra MT „Walery” SWI-68 liczyła 7 ludzi, tj. szypra, mechanika oraz 5 rybaków. Na początku maja 1951 roku spiskowcy postanowili podjąć próbę ucieczki. Kiedy do wyjścia w morze było kilka godzin, załoga opuściła kuter, a Nycz z Tchorkiem przez dziurę w płocie przeprowadzili Leona i Olka i po odkręceniu włazu weszli oni do zbiornika na wodę. Była wietrzna pogoda, wyjście w morze opóźniało się, a wówczas szyper usłyszał walenie w zbiorniku. Nycz odkręcił właz i wyszli z niego półżywi Leon i Olek. Właz był szczelnie zamknięty, a powietrza w środku wystarczyło tylko na kilka godzin. Leon oświadczył, że rezygnuje i że nigdy już do „trumny” nie wejdzie. Ucieczkę trzeba było odłożyć, a Mieczysław Nycz nauczony tym doświadczeniem odkręcił mufę, podłożył kilka zapałek, powodując że zbiornik przestał być szczelny i był już do niego dopływ powietrza. W miejsce Leona do uciekinierów dołączył Marian Wróblewski, który razem z Olkiem Pikułą miał się schronić w zbiorniku. Druga próba tez okazała się nieudana, bo WOP nakazał, aby kuter wrócił do basenu portowego, nie podając żadnej przyczyny. Uzgodniono trzeci termin. W przeddzień wszyscy poszli na zabawę. W jej trakcie Tadeusz wdał się w rozmowę z dwoma szwedzkimi marynarzami pytając ich o życie na zachodzie. Zainteresował się tym ubek i nakazał, aby Tadeusz następnego dnia stawił się u niego w urzędzie. W jednej chwili cały plan mógł runąć. Przytomnością umysłu wykazał się szyper, który skrzyknął pozostałych uciekinierów i zaczęli wspólnie śpiewać po rosyjsku „Rozkwitają jabłonie i grusze”. Do wspólnego śpiewu przyłączył się ubek, który rozochocony powiedział Tadeuszowi, że jest dobrym komunistą i nie musi już przychodzić do jego urzędu. Trzecia próba została podjęta w chwili, kiedy rybak, który zapewne był tajnym współpracownikiem, dostał wezwanie do chorej matki i musiał wyjechać. Innemu równie niepewnemu członkowi załogi szyper powiedział, że wyjście w morze jest o 23, a faktycznie wszyscy stawili się od 22, przy czym wcześniej w zbiorniku umieszczono Olka i Mariana. Było to 27.06.1951 roku. Okrojona z 7 do 5 osób załoga nie spodobała się WOP-istom, którzy powiedzieli, że nie mogą zezwolić na wypłynięcie w morze niekompletnej załodze. Na szczęście pojawił się dyrektor „Barki”, który wyjaśnił, że plany są napięte, załoga jest dobra, zgrana i na pewno sobie poradzi. Przeszukanie kutra było tym razem wyjątkowo dokładne. Zaglądano do każdej dziury, ale nikomu nie przyszło do głowy, że w zbiorniku jest tylko niewiele wody i kryje on dwóch mężczyzn.

Zgoda została wydana - kuter rzucił cumy i wypłynął w morze. Dwaj niewtajemniczeni członkowie załogi poszli spać do kubryka na dziobie i można było wypuścić blindziarzy Mariana i Olka. Pomimo dopływu powietrza byli oni cali spoceni i ciężko dyszeli. Kuter zamiast kierować się na łowisko obrał kurs na Szwecję. Wygaszono wszystkie światła. Po kilku godzinach uciekinierzy zobaczyli przesuwające się z daleka wybrzeże Bornholmu. Nad ranem od załogi zaczęto domagać się meldunków co do pozycji i czy podjęto połowy. Józef Tchorek nie odzywał się, aby nie zostać namierzonym z lądu. Dyspozytor bardzo natarczywie żądał wskazania pozycji, a wówczas przyszło niespodziewane wybawienie, gdyż zgłosił się szyper innego kutra, podał swoją pozycję i usprawiedliwił się, że miał awarię elektryczności i dlatego wcześniej nie odzywał się. Wstali też dwaj rybacy, którzy nie uczestniczyli w przygotowaniach do ucieczki i byli niczego nieświadomi. Zdziwili się bardzo, gdy zobaczyli dwóch ludzi, którzy nie byli członkami załogi. Pięciu uciekinierów miało zdecydowaną przewagę nad dwoma rybakami, a Mieczysław Bycz paradował z pistoletem zatkniętym za pasek. Dwaj rybacy pogodzili się więc z zaistniałą sytuacją i nie próbowali przeciwdziałać ucieczce. W oddali pojawił się brzeg Szwecji. Uciekinierzy byli w ciągłym napięciu, bo wiedzieli, że dopiero wpłyniecie na szwedzkie wody terytorialne daje im ochronę przed ewentualnym pościgiem. 28.06.1951 r. o godzinie 11:30 kuter MT „Walery” SWI-68 wpłynął do szwedzkiego portu Simirshamn.
Zbiedzy oświadczyli, że żądają aby udzielić im azylu. Zostali zabrani na policję na krótkie przesłuchanie i pytano ich o powody decyzji o ucieczce. Przybycie kutra z uciekinierami wywołało sensację w miasteczku. Wielu ludzi oferowało pomoc, jedzenie, ubrania. Wszyscy zachowywali się życzliwie, a uciekinierzy byli zszokowani, że nie zostali otoczeni przez żołnierzy i nikt ich nie pilnuje. O azyl poprosiła tylko piątka spiskowców, a pozostali dwaj rybacy oświadczyli policji i członkom polskiej ambasady, że wracają do kraju. Następnego dnia cała piątka została umieszczona w obozie przejściowym w Landskronie, zwanej cytadelą. Po trzech tygodniach wszyscy otrzymali prawo azylu politycznego. Władze szwedzkie zaopiekowały się nimi - otrzymali pracę i skromne mieszkania. Po pewnym czasie Józef Tchorek i Aleksander Pikuła wyjechali na stałe do Kanady, a pozostali swoje dalsze życie związali ze Szwecją. Rodziny pozostałe w Polsce były prześladowane i tak na przykład matkę Tadeusza przymusowo wysiedlono do Szczecinka.

Historię ucieczki oparłem o dokumenty zgromadzone w IPN Oddział Szczecin, a także o obszerne pisemne relacje Mieczysława Nycza, Tadeusza Szkodowskiego i Mariana Wróblewskiego, przy czym ta ostatnia w pięknej wierszowanej formie. Za przesłanie tych relacji składam serdeczne podziękowania Panu Gregorowi Wróblewskiemu, synowi jednego z bohaterów.

Z okazji zbliżających się świąt Wielkanocnych życzę Państwu spokojnych i pogodnych świąt. Uważam, że będzie dobrze, tylko należy zaprzestać oglądania programów informacyjnych.


Edward Stępień

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama