Serial z planowaną wycinką drzew na ul. Zdrojowej trwa i jeszcze trochę potrwa. Na początku miało być mega profesjonalnie, a społeczeństwo miało być usatysfakcjonowane. Przebudowa tej ważnej arterii uzdrowiska ruszyła z kopyta. Później okazało się, że na drodze do doskonałości stanęły drzewa. A dokładnie 97 drzew, których system korzeniowy utrudnia schowanie rur MEC-u pod nawierzchnię jezdni. Urzędowe zuchy uznały, że nie ma wyjścia, trzeba drzewom i ich woli życia dać solidny odpór. Po cichutku, rzekłbym w konspiracji, do starostwa popchnięto wioseczek o zgodę na eksterminację populacji lip. Gdyby misterny plan powiódł się, zanim byśmy się obejrzeli, z pięknej alei pozostałyby tylko pniaki. Wszystko zepsuł starosta, bo ujawnił kwity, ale o tym już czytelnicy wiedzą.
Oburzenie opinii publicznej było i jest tak duże, że na Ratuszowej zwołano propagandowy sztab kryzysowy, dla ratowania wizerunku pani Ani. Z dostępnych sił i środków, w zasięgu nie było za wiele. Fejsbuk odpadł, bo tam była istna jatka. Pismaki nie bardzo chciały umierać za błędy w przygotowaniu inwestycji, widziane gołym okiem, więc jakiś tam przekaz i tłumaczenia w zaprzyjaźnionych poszedł bezpłciowy. Do weekendu wizerunkowo nie było co zbierać. Rzutem na taśmę wymyślono, że jest przecież branża turystyczna, której zależy na szybkim zakończeniu inwestycji, więc w tajemnicy zorganizowano spontaniczne spotkanie z wiceprezydentką od gospodarki. Wyselekcjonowanie zaproszonych gwarantowało uniknięcie awantury. Zaproszono media, żeby rzetelnie zrelacjonowały to, co magistrackie miały do powiedzenia. Fejsbuk zaryczał gniewem, w komentarzach na portalach panie władające znów dostały łomot.
Dzień później odbyła się Komisja Uzdrowiskowa Rady Miasta. Znów miało być miło i przyjemnie, ale sielankę zepsuł wicestarosta, który na spotkanie przyszedł w asyście naczelniczki od środowiska. Zabrał głos i w pierwszym zdaniu rozjechał walcem argumenty magistratu, a poszło to jakoś tak: „Gdybym ja miał to zrobić, to zrobiłbym to inaczej”, czytaj – lepiej, profesjonalnie. Do pieca dołożyła naczelniczka, a z komisji poszedł przekaz, że inwestycja została źle przygotowana. Internet nie zawiódł i znów był łomot. Tłumaczenie, że występujemy o wycinkę wszystkich drzew, żeby w trakcie inwestycji jakieś jednak uratować, brzmiało infantylnie i niewiarygodnie. Bo doświadczeni wiedzą, że taka zgoda działa wręcz odwrotnie, w myśl doktryny: „obaliło się, niech leży, potnie się i poukłada. Potem się nasadzi inne, drewno się do pieca nada”. Ażeby jeszcze dobić hydrę, starosta ściągnął speca od drzew, który w krótkim czasie przygotuje profesjonalną ekspertyzę, co zrobić, żeby drzewa ochronić. Idę o zakład, że uratują.
Biuro propagandy nic już nie wymyśli. Wizerunkowo nie ma co zbierać. Kołobrzeżanie wiedzą, kto i jak chciał zamachnąć się na drzewa. Zaplecze polityczne pani prezydent roztropnie milczy i szacuje straty. Dotychczasowi sojusznicy – przyrodnicy, odwrócili się plecami, a niektórzy miotają gromy. Byli kandydaci na radnych z listy Kołobrzeskich Razem, wraz z przyjaciółmi, okleili drzewa nekrologami z hasłem: „Jeszcze nie jest za późno, ocalmy nasze drzewa”.
Że tak filozoficznie zapytam: było warto, Anno?
Jacek Woźniak
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.