Dla takich meczy warto przychodzić do Hali Millenium. Wiedzą o tym całe rzesze kibiców, które przyszły dziś na spotkanie Turowa z Kotwicą, a było ich naprawdę sporo.
I obejrzeli najbardziej magiczny mecz tego sezonu w wykonaniu Kotwicy. Choć momentami był to horror. Ale za to właśnie najzagorzalsi kibice kochają koszykówkę.
Dwie pierwsze kwarty, mimo iż przegrane przez gospodarzy odpowiednio 16:20 i 19:23, pokazały niektórym niedowiarkom, że Kotwica może walczyć z Turowem jak równy z równym. Niestety, początek trzeciej kwarty sprawił, że kilku kibiców siedzących w moim sektorze ostentacyjnie wyszło z hali. Kosz rywali był jak zaczarowany, a Turów konsekwentnie zdobywał kolejne punkty przy bezradnej obronie gospodarzy. Do tego seria decyzji sędziów na niekorzyść naszej drużyny sprawiła, że spiker wielokrotnie musiał prosić o kulturalny doping. Wydawało się, że kołobrzeżanie nie nawiążą już walki z rywalem i czeka nas kolejna porażka. Wtedy Anthony Fisher wziął sprawy w swoje ręce i to przede wszystkim jego punkty w tej kwarcie poprawiły bilans drużyny i czwartą kwartę Kotwica rozpoczynała tracąc 'jedynie' 10 punktów.
W kwarcie czwartej do głosu doszedł niesamowity Ted Scott (37 pkt w całym meczu). Ciężko zliczyć ile razy spiker na wiele sposobów wymawiał jego imię i nazwisko, gdy trafiał kolejne kosze. Gospodarzom udało się zremisować, lecz 5 minut przed końcem meczu za 5 fauli musiał zejść Darell Harris, który w całym meczu zrobił kawał dobrej roboty pod koszem. Niestety, chwilę później dołączył do niego Sławomir Sikora, który złapał kontuzję, po której z boiska przy aplauzie kibiców zniósł go na rękach sam Darell Harris. Dalej walka toczyła się kosz za kosz, jednak w końcówce to Turów uzyskał nieznaczną przewagę punktową. Bohaterem czasu podstawowego został jednak Ted Scott gdy na 7 sekund przed końcem meczu trafił za trzy punkty daleko sprzed linii za 3, doprowadzając do remisu! Ostatnia akcja Turowa nie przyniosła punktów i drużyny musiały zagrać dodatkowe 5 minut.
Dogrywka rozpoczęła się doskonale dla gospodarzy, którzy błyskawicznie odskoczyli na 8 pkt. Później jednak na własne życzenie, po wielu nieprzemyślanych zagraniach Kotwica wgrywała już tylko jednym punktem. Kiedy Ted Scott został sfaulowany przy próbie rzutu spod kosza i trafił dwa osobiste przewaga urosła do 3 oczek. Ostatnią akcję Turowa kibice oglądali już na stojąco. Rzut Brkica za 3 pkt był na szczęście mocno przestrzelony. Euforia na trybunach sięgnęła zenitu. Kotwica dokonała rzeczy niemożliwej! Po wspaniałej pogoni doprowadziła do dogrywki, by później odnieść jakże ważne zwycięstwo!
I znów należy się wielki szacunek kibicom, którzy dali popis wspaniałego dopingu. Myślę że to właśnie hałas z trybun dodał skrzydeł naszym zawodnikom, którzy w połowie trzeciej kwarty stracili wiarę w wygraną, w przeciwieństwie właśnie do kibiców. W imieniu swoim, bo za zawodników nie śmiem się wypowiadać, dziękuję wam za te zdarte gardła dla naszej drużyny i silne gwizdy w kierunku rywali.
(iks)
KOTWICA KOŁOBRZEG - TURÓW ZGORZELEC 90:87
16:20, 19:23, 17:19, 27:17, dogrywka 11:8
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.