"To tylko jeden z wyroków, po którym można dojść do wniosku, że droga prawna nie zawsze jest drogą prawą. Emeryt ze Szczecina, który za zjedzenie śliwki w czekoladzie wartej 40 gr, został właśnie skazany na 20 zł grzywny wraz z obowiązkiem pokrycia kosztów sądowych w wysokości 100 zł. W tym samym czasie poważne zbrodnie czekają latami na rozstrzygnięcie. Czy takie wyroki, zasądzone przez niezależnych sędziów, w niezawisłych sądach są sprawiedliwe?" - pyta na swoim profilu na portalu społecznościowym premier Mateusz Morawiecki.

Problem polega na tym, że prawdopodobnie premier nie wie, że emeryt został skazany nie za zjedzenie, ale za kradzież śliwki (przeczytaj). Chodzi o sprawę pana Romana, który zaakceptował wyrok kołobrzeskiego sądu, ale odwoła się od niego prokurator (przeczytaj). Powstaje bowiem pytanie, czy są jakieś sprawy wyłączone z właściwości sądu? Co ma zrobić właściciel warzywniaka, jeśli każdy przechodzień spróbuje jabłka i odłoży nadgryziony owoc, mówiąc, że mu nie smakuje i go nie kupi. Przecież na czymś takim można zbankrutować. A sąd tego rodzaju czynność nazwał pod kątem prawnym. Zjedzenie cukierka w sklepie, bez zgody właściciela, jest kradzieżą. Sąd nie usunął z sali dziennikarzy i umożliwił obserwację procesu (nie ma takiej możliwości np. w Trybunale Konstytucyjnym). Sąd uzasadnił w sposób zrozumiały ogłoszony wyrok. Można się z nim nie zgadzać, ale zarówno kwestia obowiązującego prawa, jak i poczucia sprawiedliwości wydaje się być tu zaspokojona, co jednak nie oznacza, że wszyscy są do tego przekonani. Zobaczymy, co w tej kwestii powie sąd drugiej instancji...