Zgodnie z obowiązującymi przepisami, dziś od północy te restauracje, które nie sprzedają żywności na wynos, nie mogły prowadzić swojej działalności. Jak się okazuje, w Kołobrzegu część restauracji działała, jakby nic się nie działo, a pandemia była na innym kontynencie. Do akcji wkroczyli strażnicy miejscy. Jak mówi Mirosław Kędziorski, komendant Straży Miejskiej, ponieważ ograniczenia weszły dość późno i niektórzy mogli o nich nie wiedzieć, byli pouczani, a lokale zamykano. Pojawił się jednak jeden lokal przy ul. Towarowej, przy którym spożywano jedzenie, a osoby tam będące nie były zainteresowane tym, co mieli do powiedzenia strażnicy. Po ich interwencji, rozważano podjęcie decyzji o oddaniu sprawy do prokuratury.
Niedługo potem, na miejsce przyjechali policjanci. Wylegitymowano osoby spożywające posiłek na zewnątrz, a następnie zażądano opuszczenia terenu przyległego, który wygrodzono taśmą. Chodziło zapewne o to, że jedzenie sprzedawane było na wynos, a spożywano je przy lokalu. Jak tłumaczą funkcjonariusze, przepisy i obostrzenia są jakie są, ale wdrożono je dla naszego bezpieczeństwa. Jeśli będziemy w jakiś sposób obchodzić rygory, walka z epidemią stanie się fikcją.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.