To miał być sezon marzeń. Po dwóch latach z koronawirusem, branża turystyczna wreszcie miała wejść na właściwy poziom swoich możliwości prowadzenia działalności gospodarczej. Najpierw sytuację skomplikował wybuch wojny na Ukrainie. Początkowo nie zdawano sobie sprawy z komplikacji, do momentu, gdy wojna zaczęła wpływać na ceny. Do tego dołożyła się rosnąca inflacja i wzrost stóp procentowych. To też mało kłopotów, bo wara z tym następuje wzrost cen gazu, węgla, energii wszelakiej, w tym prądu. W sposób radykalny wpływa to na drożyznę i przerażenie samą drożyzną.
Po miesiącu wakacji wiadomo już, co zrobili turyści, żeby z drożyzną walczyć. Zaczęli zmieniać swoje preferencje. Ich model wypoczynku uległ korekcie. Część osób zaplanowane wyjazdy odwołała, a część skróciła. Dominują wyjazdy weekendowe. Hotel służy do spania, ewentualnie je się w nim śniadanie, gdy jest ono wliczone w cenę. Unika się posiłków hotelowych, restauracji czy smażalni. Ogólnie, unika się drożyzny. Dominuje orientacja klienta na rzeczy bezpłatne lub najtańsze: pokazy, koncerty, imprezy. W przyjazdach nie zawsze dominuje kolej, choć wysoka cen paliw mogłaby do tego skłaniać. - W pociągach nie ma tyle miejsc - mówi jeden z dyrektorów hoteli. Oznacza to, że być może ludzie i chcieliby podróżować koleją, ale nie ma jak. Brakuje wagonów, zwłaszcza do leżenia i spania. Ludzie wolą przyjechać drożej, ale być komunikacyjnie niezależni, choć gdyby zmieniono im warunki, być może wybrali inny sposób transportu.
Przede wszystkim - ludzi jest mniej. Widać to w hotelach: wolne pokoje, niedojazdach, odwołanych turnusach. Powody są przeróżne. Generalnie ludzie boją się drożyzny. Dlatego jest luźniej na kołobrzeskiej plaży nawet w upalne dni. Kiedyś nie można było znaleźć miejsca. Dziś - nie ma z tym kłopotu. Nie ma aż takiego tłoku na deptakach. Także wieczorem szybciej robi się pusto. - Turyści ograniczają także wydatki na atrakcje, na kino, koncerty czy wejście do muzeum - dodaje nasz rozmówca. Czekają nawet na godz 21, żeby za darmo wejść na molo. To tylko potwierdza ogólną sytuację, z którą się spotykamy, a na którą chyba nie wszyscy są przygotowani. Mniejsza liczba turystów oznacza mniejsze przychody, a te przełożą się na zmniejszone dochody z podatków i inwestycje. Będzie to trzeci rok, w którym branża zamiast osiągać zakładane czy przewidywane rezultaty, będzie musiała mierzyć się z nową sytuacją.
Do tego tematu będziemy powracać.
Kołobrzeg: mamy problem! Nawet 30% turystów mniej...

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.