W okresie bogacenia się i rozwoju, te elementy, które tworzą nikomu niepotrzebne z punktu widzenia bieżącego rachunku ekonomicznego koszty, są likwidowane, usuwane i uznawane za zbędne. Argument kosztowy ma być tym sztandarem, pod przykrywką którego można wprowadzać wiele zmian, nawet najbardziej szkodliwych. Takie elementy jak strategiczne znaczenie dla miasta czy kwestia obronności państwa, są uznawane za kategorie wręcz legendarne.
W okresie, gdy taniały przewozy drogowe, w Polsce wybierano transport ciężarówkami, które masowo obciążały polskie drogi. Konsekwencją powyższego było uznanie kolei za zbędnej. Wszystkie rządy niszczyły ją skutecznie, może nieco z różnym natężeniem. Głos ekspertów był traktowany jako opinie hobbystów. Aż wybuchła wojna. I to też nie do końca, bo gdy niedawno zaczęto mówić o strategicznych inwestycjach portowych, okazało się, że w przypadku małych portów, jeśli idzie o dostępność kolei gotowy jest tylko Kołobrzeg.
Tematowi dostępności polskich portów od strony torów przyjrzał się branżowy portal "Rynekinfrastruktury.pl", który opisał wszystkie mankamenty i wąskie gardła, co do zasady z punktu widzenia Gdyni, Gdańska, Szczecina i Świnoujścia. Choć jest tam także o Kołobrzegu (przeczytaj). W Kołobrzegu było o tyle ciekawie, że gdy kolej uwalniała od torów swoją bocznicę (zobacz), albo rozebrano tory od skrzyżowania z Bałtycką w kierunku Marynarki Wojennej, mało kto protestował. Poniżej zdjęcie bramy kolejowej prowadzącej do Portu Wojennego. Bo po co pociągi miałyby jeździć do portu? Wozić turystów? Fakt faktem, powiedzmy, że coroczny przejazd pociągu "Pirat" do portu powodował, że przynajmniej można było sprawdzić stan torowiska i je udrożnić. Na śladzie torów do Portu Wojennego powstała ścieżka rowerowa i wszyscy byli szczęśliwi...
Jedynie Zarząd Portu Morskiego w Kołobrzegu walczył przez dekadę o utrzymanie i remont torów prowadzących do portu. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, wspierając spółkę w działaniach, których wielu nie rozumie (przeczytaj). Doszło do sytuacji, w której, jak mówił Artur Lijewski, prezes ZPM Kołobrzeg, nasz port jest jedynym na Pomorzu Środkowym, który nie tylko ma, ale ma też czynną i certyfikowaną bocznicę kolejową. Oznacza to, że w każdej chwili może wjechać tu pociąg i zostać załadowany lub rozładowany. I gdy wybuchła wojna, o przetokach do portu i rozładunku ukraińskiej kukurydzy pisała cała Polska (przeczytaj). Co ciekawe, polski rząd lokował inwestycje infrastrukturalne w portach, w których po torach nie został już żaden ślad, jak na przykład w Ustce. Dopiero teraz przestano udawać, że nie ma problemu i mówi się, że trzeba to zmienić. Ale to nie potrwa miesiąc. W Kołobrzegu bocznica działa i choć nie wszystkim to pasuje (przeczytaj), wpływa na dalszy rozwój portu i poprawę jego funkcji przeładunkowej.
Fot. Kolej Kołobrzeska
Kolej ważna dla portu? Niektórzy zrozumieli to za późno...

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.