Janusz Gromek wydzierżawił bez przetargu 4 lokalizacje pod sprzedaż książek. Jak się okazuje, miał prawo tak zrobić. Dyskusyjna jest jednak cena 22 tysiące zł.

Ponad 5000 zł miesięcznie zapłaci firma, której udało się uzyskać akceptację prezydenta miasta dla jej 4 stoisk z książkami. Tak tę sprawę tłumaczy rzecznik prasowy prezydenta Michał Kujaczyński. - Zgodnie z ustawą o gospodarce nieruchomościami prezydent może oddać w dzierżawę teren bez procedury przetargu na okres trzech lat. Ta umowa zawarta została na trzy sezony od 1 czerwca każdego roku do 10 września. Do budżetu wpływa prawie 22 tysiące złotych rocznie. Do urzędu co roku wpływa dużo sezonowych propozycji i próśb o wydzierżawienie terenu. Są każdorazowo rozpatrywane i w niektórych przypadkach prezydent wyraża zgodę. I tak było właśnie w tym przypadku. Są to stoiska z książkami, a oferta zawierała także spotkania z pisarzami i ciekawymi osobistościami ze świata mediów. Dzierżawca posługuje się znakiem "Cała Polska czyta dzieciom".

To, co dla rzecznika i prezydenta jest oczywiste, nie jest takie oczywiste dla kołobrzeskich kupców. - Oni płacą grosze za ogromną powierzchnię w niezwykle atrakcyjnych miejscach - mówi Kamil Staszczak. - Nawet na bulwarze dostali miejsce na ogromny handel i nie handlują tam produktem regionalnym. Handlowcy za skrawek terenu płacą na dzień dobry po 10 tysięcy złotych. To dla mnie niezrozumiałe.
- Dla mnie to szok, że w ten sposób podchodzi się do handlu - mówi radny Andrzej Mielnik. - Jedni mogą, drudzy nie mogą. To jest pozbawione sensu. Ja powiem, że dla mnie jeszcze jedno jest niezrozumiałe, że daje się zarabiać wszystkim tylko nie kołobrzeżanom, bo to nie jest firma kołobrzeska.

Suchej nitki na Januszu Gromku nie zostawiają kołobrzescy księgarze. - Janusz Gromek nas wykończy, my już nie mamy sezonu - mówi proszący o anonimowość jeden z kołobrzeskich księgarzy. - Ci ludzie handlują książkami w najbardziej atrakcyjnych częściach miasta, my nie możemy z naszym towarem wyjść na ulice. To nieuczciwe.

Sprawdziliśmy jeszcze jedną rzecz. Właściciel stoisk z książkami powinien uzgodnić swoją lokalizację przy ratuszu ze służbami konserwatorskimi. Też tego nie zrobił. Jak powiedział nam Michał Kujaczyński, miasta jako właściciela ratusza i pozostałych działek nie interesują kwestie prawne dzierżawcy. - Miasto interesują pieniądze - odpowiada rzecznik. Zapytaliśmy rzecznika, dlaczego miasto się interesowało tymi sprawami w przypadku dzierżawcy Adabaru? - Bo nam nie zapłacił i nie podpisał z nami umowy - odpowiada rzecznik Kujaczyński. Z dzierżawcą obiektów nie udało nam się skontaktować.