Zakaz ruchu na ulicy Wschodniej od "Marine Hotel" w kierunku morza zdziwił wielu mieszkańców. Okazało się, że publiczna droga stała się prywatna...
Znak B-1 "zakaz ruchu" i tabliczka informacyjna "nie dotyczy gości Marina Hotel" - to widok, który niejednego mieszkańca wprawił w osłupienie. Oto droga do morza i znajdujący się przy niej parking dostępne stały się tylko dla jednej grupy osób. A to oznacza, że wjazd na ulicę przed hotelem mógłby się skończyć nawet mandatem i odholowaniem pojazdu. Tymczasem na parkingu przy ulicy kołobrzeżanie zostawiają swoje samochody i udają się na spacer nad morze, zwłaszcza poza sezonem, gdy nie ma już turystów. Ale to ma przejść do historii.
Szymon Wróblewski, współwłaściciel hotelu, poproszony o wyjaśnienia, nie ukrywa, że to on wstawił znak i uzgodnił to z miastem. Ma zgodę prezydenta Janusza Gromka i podpisane z miastem w tej sprawie porozumienie. Ulica od strony hotelu ma się zamienić w reprezentacyjny bulwar. Jak wyjaśnił Szymon Wróblewski, 1/3 wartości inwestycji wyłoży hotel, 2/3 miasto. Pytamy, co będą z tego mieli mieszkańcy, którzy lubią przyjeżdżać w to miejsce i chcą zostawić na parkingu samochody, odpowiada, że go to nie interesuje. - Prezydent zadeklarował, że zbuduje parking przy Przesmyku - tłumaczy Wróblewski. Szczegółów nie zna.
O sprawę zapytaliśmy w Urzędzie Miasta. Tam okazało się, że o zakazie ruchu na ul. Wschodniej nikt nic nie słyszał. Na miejsce przyjeżdżają pracownicy magistratu, wykonują dokumentację fotograficzną. Za chwilę dzwoni Karol Królikowski, naczelnik Wydziału Komunalnego Urzędu Miasta, z informacją, że w poniedziałek zostaną podjęte stanowcze kroki w tej sprawie, bo ten znak w tym miejscu jest nielegalny. Nie wiadomo dlaczego, ale za kilka chwil pracownik hotelu sam usuwa znak zakazu.
I na tym historia mogłaby się skończyć. Tymczasem na miejsce przyjeżdża reporter Radia Kołobrzeg - Jarosław Banaś. Rozmawia z urzędnikami, potem z dziennikarzami. Następnie kieruje się do hotelu, do Szymona Wróblewskiego. Po chwili wychodzi Banaś i pakuje sprzęt. Szykuje się do odjazdu swoim czerwonym BMW. Z hotelu wybiega Wróblewski i pyta jak nazywa się ten dziennikarz, bo został przez niego pobity. Redaktor Banaś podchodzi i wywiązuje się krótka dysputa, po czym odjeżdża. Na miejsce przybywa wezwany patrol, ale dziennikarza już nie ma. Szymon Wróblewski oskarża Banasia, że ten wtargnął do jego gabinetu, przystawił mu mikrofon i poinformował, że są na żywo w radiu. Gdy ten nie zgodził się na rozmowę i wyłączył dziennikarzowi kable, według wersji Wróblewskiego, został uderzony w twarz mikrofonem przez Banasia. Wskazuje na to świadków - swoich pracowników.
Tymczasem Jarosław Banaś udał się do Radia Kołobrzeg. Jak twierdzi, jak każdy tak i on wszedł grzecznie do gabinetu prezesa, przedstawił go i zaprosił do rozmowy na temat znaku. Wróblewski jednak nie chciał rozmawiać, rzucił się na jego sprzęt i wyrwał przewody, chcąc uniemożliwić transmisję. Zdaniem Banasia, był agresywny w stosunku do niego, a uderzenie, o ile można o nim mówić, powstało w momencie, gdy on jako dziennikarz bronił sprzęt przed uszkodzeniem. Sprawę wyjaśni policja.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.