Na środowej konferencji prasowej, przewodniczący Jacek Woźniak stwierdził, że nie zawaha się odbierać głosu na sesji, a nawet z niej wypraszać osób, które nie będą stosować się do standardów. Wcześniej, na sesji, zapytał Ewę Pełechatą, czy zamierza pyskować. Chodziło o utarczki słowne z radną Zielińską. Pełechata siedzi koło prezydent Mieczkowskiej. Stroi dziwne miny, komentuje wypowiedzi radnych, jest przy tym arogancka. Prezydent nic z tym nie robi. Radnej Izabeli Zielińskiej nie zamykają się usta, a guzik ad vocem grzeje się od czerwoności i kto, może po dwóch czy trzech sesjach trzeba naprawiać tablet. Radna Karolina Woźniak nie jest w tym lepsza, a ton niektórych jej zapytań jest jak akt oskarżycielski obrażonego na cały świat prokuratora. Radny Artur Dąbkowski zachowuje się jak klaun. Zastępca prezydenta Ilona Grędas-Wójtowicz gdy już zabiera głos, można odnieść wrażenie, jakby ktoś swoimi pytaniami robił jej wielką krzywdę. Tak odbywają się sesje, na których w dłuższej części nie ma nawet dziennikarzy. Ci oglądają je przez transmisję internetową, widząc tylko to, co pokazuje im kamera, komentując potem to, co na sesji się dzieje. To tak w skrócie.

Można odnieść wrażenie, że cała zabawa wygląda tak. Chyba wszystkim jest na rękę, że swoim aroganckim zachowaniem Ewa Pełechata prowokuje nie tylko radnych. Nie widać, żeby reagowała na to Anna Mieczkowska. Z drugiej strony, skoro ktoś daje się sprowokować i nie potrafi zrobić z tym porządku… Jacek Woźniak nie panuje nad swoimi klubowymi koleżankami, które pozbawionymi sensu wypowiedziami przedłużają sesję. Są sprawy, które załatwia się na komisji. Ale trzeba umieć podejść do tego problemu z gracją. Radny Dąbkowski rozerwie niektórych swoim zachowaniem, nikt z Kołobrzeskich Razem nie zwróci mu uwagi. Po co. Jacek Woźniak zamiast zrobić przerwę w sesji, pogrozi wszystkim palcem, że jak się nie uspokoją, to zakończy sesję. Mądrzy ludzie zrozumieliby kwestię problemu, ale tu od razu grzeje się ad vocem. Bo wolności słowa musi bronić Anna Mieczkowska, zamiast swoim autorytetem uspokoić towarzystwo. To wszystko oglądają mieszkańcy, śmiejąc się w duchu z tego pajacowiska. Sam tam byłem i się śmiałem, bo kilka godzin czekałem na zabranie głosu w oparach absurdu, które niektórzy brali śmiertelnie poważnie.

Gdyby Jacek Woźniak umiał wyciągać wnioski, złożyłby rezygnację z funkcji przewodniczącego i odszedł z własnego klubu. Ale nie może tego zrobić, bo mu się wszystko rozpadnie. Gdyby Kołobrzescy Razem mogli coś wreszcie dla mieszkańców zrobić, pozbyliby się ze swojego klubu radnego Dąbkowskiego. Ale nie mogą, bo będzie ich jeszcze mniej, niż jest ich w ogóle. Gdyby radne Zielińska i Woźniak słuchały samych siebie, odzywałyby się rzadziej. Ale nie słyszą, bo się zagłuszają. Gdyby Anna Mieczkowska widziała, co robi jej nowa zastępczyni, to by jej podziękowała. Ale nie może, bo rozpadnie się jej urząd. Gdyby radni mieli kim zastąpić Woźniaka, odwołaliby go już w piątek, bo sam dał im powód. Ale nie mogą, bo zbyt wielu chce w fotelu Woźniaka siedzieć. Tylko czy kogoś to interesuje? Gdybyśmy nie mieli innych problemów, to można by się nad tym pochylić. Ale przecież są wakacje…

Robert Dziemba