Zanim na dobre rozpoczął się sezon wakacyjny, w mediach licytowano się na paragony grozy. Co ile i gdzie kosztowało? Im bliżej można tym kosztowało więcej. I to wszystko: od butelki napoju gazowanego, na rybie skończywszy. Nad morzem o wiele droższy był także chleb. Pojawiły się informacje o tym, że turyści w hotelach żywią się sami. Czy tak jest faktycznie?
Ogólny wzrost cen towarów i usług jest bezdyskusyjny. Przekłada się to także na wzrost kosztów pobytów w hotelach, sanatoriach i pensjonatach. Więcej trzeba zapłacić za dojazd – choć tu akurat kolej odnotowuje rekordy przewozów, co oznacza, że podróżni chętniej sięgają po przejazd pociągiem. Więcej zapłacimy za pobyt, więcej trzeba zapłacić za lody, zapiekanki i inne przyjemności gastronomiczne. Co zrozumiałe, więcej kosztują także nadmorskie atrakcje. Na niektórych rzeczach można jednak próbować zaoszczędzić. Takim elementem jest jedzenie.
Rozmawialiśmy z przedstawicielami branży turystycznej. Jak mówią, w cenę ich pobytów wliczone jest wyżywienie. Nie opłaca się więc pichcić własnego śniadania, gdy do dyspozycji gości w hotelu cztero czy pięciogwiazdkowym jest śniadanie w postaci bufetu. Ale to tylko śniadanie. Co z obiadem i kolacją? Nasi rozmówcy wskazywali, że jeśli ktoś wybiera obiekt o wysokim lub najwyższym standardzie i stać go na pokrycie kosztów takiego pobytu, to stać go także na zapłacenie za posiłki. – Przecież nikt nie będzie przywoził w torbie butli gazowej, żeby sobie ugotować zupę – mówi kierownik w jednym z hoteli. I to prawda: wielu stać na takie wydatki, ale trendy się zmieniły.
Rozmawialiśmy z obsługą kilku kołobrzeskich hoteli. Jak mówią, widoczny jest wzrost produkcji odpadów komunalnych. Powodem tego jest fakt, że goście kupują więcej produktów spożywczych w sklepach. Posiłki jedzą w pokojach, ale też w pokojach gotują. I jak się okazuje, nie potrzeba do tego kuchenek gazowych rodem z dawnego campingu. Najtańsze przenośne kuchenki elektryczne tzw. „turystyczne”, na platformie „Allegro” można kupić już za 40 zł. Te lepsze, dwupalnikowe kosztują 140 zł i więcej. Do tego dochodzi zestaw garnków turystycznych, w zależności od marki i jakości od 50 zł. Te lepsze kosztują 120-130 zł. Kuchenka elektryczna działa na prąd, a reszta zależy od pomysłów kulinarnych turystycznych kucharzy z kołobrzeskich hoteli. I nie chodzi tu o zalanie zwykłej zupki chińskiej. Jak mówią nas rozmówcy, patrząc po wytworzonych odpadach, nie brakuje sosów do makaronów, frytek, a nawet kotletów schabowych. Wiadomo, że przygotowanie tych bardziej skomplikowanych potraw jest nieco karkołomne, bo w hotelach nie ma zaplecza kuchennego, ale dla chcącego nic trudnego. – Ci, których przyciśnie, potrafią w czajniku ugotować parówki – mówi pokojowa ze znanego hotelu w Kołobrzegu.
Ile można zaoszczędzić na własnym jedzeniu w hotelu czy pensjonacie? To zależy dla ilu osób się gotuje. Zakładając, że z takiej pokojowej kuchni korzystają 4 osoby, w tym dwoje dzieci, to w ciągu 5 dni można zaoszczędzić od 400 do 600 zł, w zależności do czego porównać alternatywne wydatki na jedzenie. Na pewno nadmorskie restauracje są najdroższe. Tam szczególnie duże wydatki ponosi się na smażoną rybę, ale turyści nie stołują się tam codziennie. Wybierają tańsze restauracje z jedzeniem domowym, albo lokalne jadłodajnie, które są po prostu tańsze. Zakup półproduktów i samodzielne gotowanie czyni pobyt tańszym i w okresie obecnych podwyżek za tę „niedogodność” można zwiększyć standard pobytu.
Czy turyści gotują sobie sami, bo jest za drogo?

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.