34-letnia Monika D. rok temu wyszła z festiwalu "Sunrise". Nikt jej już nigdy nie zobaczył - żywej. Jej ciało znalazł mąż - było porzucone w rowie. Sprawę umorzono.
24 lipca 2010 roku 34-letnia Monika D. pochodząca z Grójca w województwie mazowieckim, wyszła z festiwalu Sunrise około godziny 2:55-3:10. Źle się czuła. Na imprezie zostawiła męża.
Kobieta szła ulicą Fredry w kierunku ulicy Myśliwskiej. Nie wiadomo dokładnie jak doszło do spotkania kobiety z mordercą lub mordercami. Pewne jest, że cała tragedia zaczęła się nad Bagniskiem przy skrzyżowaniu ulicy Kupieckiej i Myśliwskiej. Policja w toku śledztwa przyjęła kilka możliwych motywów, w tym rabunkowy i seksualny. Kobieta uciekała nad bagnem, gdzie została wepchnięta lub sama wpadła. Była szarpana, bita. Uciekała, próbując ratować swoje życie i krzyczała. Jak później będą przyznawali śledczy, krzyk musiał być przeraźliwy. Nikt go jednak nie słyszał lub też nikt nie zwrócił na to uwagi. Wiadomo, był "Sunrise" i niejedno można było zobaczyć. W dodatku w tym miejscu było ciemno. Latarnie ustawiono dopiero kilka miesięcy po morderstwie.
Kobieta była poszukiwana zarówno na festiwalu, jak i na ulicach miasta całą noc. Nad ranem nagie zwłoki żony odnalazł mąż w rowie przy ul. Kupieckiej. Morderstwo zszokowało lokalną opinię publiczną. O sprawie pisały również media ogólnopolskie. Kobieta przyjechała do Kołobrzegu na wielki festiwal, pobawić się z mężem w środku sezonu nad morzem. Do domu wróciła w trumnie.
Sekcja zwłok wykazała, że pierwszą przyczyną śmierci było złamanie kości czaszki i twarzoczaszki. Ale biegli wskazali również uduszenie polegające na silnym oburęcznym ściskaniu szyi denatki. Mało tego. Sekcja wykazała, że w momencie wrzucenia kobiety do rowu z wodą, ta jeszcze oddychała - w jej płucach znaleziono wodę. Ogólne informacje z sekcji wskazują również, że sprawca działał z dużą siłą i jego celem było pozbawienie kobiety życia.
Śledztwo trwało niemal rok i było zakrojone na wielką skalę. Przetrząśnięto całą okolicę, przepytano wszystkich mieszkańców okolicznych wieżowców, a później kontaktowano się z uczestnikami festiwalu. Na jednym z forów ktoś napisał o mężczyźnie, który w tragiczną noc miał myć zakrwawione ręce w toalecie niedaleko miejsca zbrodni. Żaden z podjętych tropów nie doprowadził do mordercy. Prokuratura, pomimo tak dużych sił i środków zaangażowanych w śledztwo, zebrała wiele dowodów, ale zabrakło sprawy lub sprawców, którym można by postawić zarzuty. Wobec tego, niemal rok po morderstwie, sprawa została umorzona. Śledczy zaznaczają jednak, że do sprawy powrócą, jeśli uda się natrafić na nowy trop.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.